Powiedzmy sobie szczerze. Byłam śpiochem. Strasznym śpiochem. Gdy cała moja rodzina wstawała skoro świt, by cieszyć się każdym dniem, mnie ciężko było zwlec z łóżka. Podobano była to kwestia genetyczna. Tata nie cierpiał marnowania czasu. Sen uważał za zbędny. Cały czas musiał coś robić.
Pięcioro z szóstki jego dzieci podzielało ten zapał.
Ja nie.
Cóż, musiałam się pogodzić z rolą czarnej owcy w rodzinie.
I teraz możemy gładko przejść do tego, że w serbskim pałacu były zaskakująco wygodne łóżka. Duże, z baldachimami, lekką, ale ciepłą kołdrą i idealnie wyważonymi materacami. Po podróży w przeszłość Ezékiéla nie mieliśmy już sił na dalsze badania, więc zaproponowałam udanie się na spoczynek. Ezi na początku kręcił nosem. Ale odwołałam się do jego poczucia obowiązku. Przecież nie mogę chodzić niewyspana! To źle wpływa na zdrowie!
— A co jeśli osłabię w ten sposób układ odpornościowy? — zachlipałam, pokładając się na stole. — Złapię grypę i nie będziesz mógł mnie wziąć do lekarza, bo przecież, musimy się ukrywać. Grypa przerodzi się w zapalnie płuc, nie trafię do szpitala i umrę! Tego właśnie chcesz?! Żebym umarła przez niewydolność oddechową?! Żeby mój żywot zakończył się przez brak dostępu do opieki zdrowotnej?! — posłałam mu cierpiętnicze spojrzenie.
Zadziałało. Byłam doskonałą aktorką.
Tak więc noc spędziłam śpiąc jak zabita, w najwygodniejszym łóżku, jakie kiedykolwiek spotkałam. Ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, a już odpłynęłam. Żadnych snów, żadnej utraty przytomności, tylko piękny, najczystszy sen.
Z którego w brutalny sposób wyrwał mnie Ezékiél.
Czy mogę go zabić?!
— Oszalałeś?! — wrzasnęłam, plując na lewo i prawo wodą.
Tak, dobrze wam się wydaje. To jakże inteligentne stworzenie postanowiło wylać na mnie szklankę wody.
— Nie mogłem cię dobudzić — wzruszył ramionami. — Próbowałem delikatnie. Delikatnie potrząsałem za ramię, szturchałem, nawet odsłoniłem zasłony i ściągnąłem kołdrę — wskazał na podłogę. — Ale nie działało.
— Więc postanowiłeś oblać mnie wodą?!
— Tak robią w filmach. Obejrzałem kilka przez noc.
Zamrugałam zaskoczona. Film? Wziął to z filmu?
Chyba powinnam się cieszyć, że nie użył wiadra.
— Która godzina?
Przeciągnęłam się leniwie. Za oknem słońce świeciło radośnie, ćwierkały ptaszki.
— Dochodzi dziewiąta.
— I naprawdę nie mogę jeszcze pospać?
— Zrobiłem śniadanie. Jajecznica stygnie.
— Jajecznica?
— Może się nie zatrujesz.
Uniosłam brew. Cóż, nie posądzałabym Ezékiéla o zdolności kulinarne, a tym bardziej poczucie humoru.
Ezi uśmiechnął się tylko pod nosem, po czym wyszedł, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu.
Ogarnęłam się szybko. Pokój połączony był z łazienką, w której znalazłam ubrania. Zwykły, różowy t-shirt, dżinsy i o dziwo, moja ukochana kurtka. Ciekawe skąd Ezékiél to wytrzasnął? Może Aramea mu pomogła.
A właśnie Aramea. Od poprzedniego popołudnia już się nie spotkałyśmy. Dopiero teraz mój mózg zaczął w ogóle ogarniać jej osobę. I znów miałam milion pytać. Czas w końcu dopaść Ezékiéla i go porządnie przetrzepać.
Nasze pokoje znajdowały się w osobnym skrzydle. Mieliśmy własną kuchnię i mały salon z jadalnią. To tam znalazłam Ezékiéla. Siedział przy stole, jadł coś, co chyba było owsianką i równocześnie czytał kolejną grubą księgę. Przed nim leżało kilka półmisków wypełnionych jedzenie. Jajecznica, kanapki, owoce, nawet boczek! Zrobił boczek!
— To wszystko dla mnie? — wydukałam.
— Musisz mieć dużo energii do dalszej pracy — wzruszył ramionami.
Przyznaję, szczęka mi opadła. Usiadłam obok, nie mając pojęcia od czego zacząć. Wszystko wyglądało cholernie dobrze.
Zmrużyłam oczy. Zaraz, czy było coś, czego Ezékiél nie potrafił?
Cholernie idealny generał Chang!
Mój żołądek wyraził głośny protest. Były rzeczy ważne i ważniejsze.
Zabrałam się do jedzenia ( nie, wcale nie napiszę, że wszystko było pyszne…). Gdy napełniłam brzuch, postanowiłam zaspokoić ciekawość.
— Kim tak naprawdę jest Aramea? — rzuciłam prosto z mostu. — Twierdzi, że błędem. Od czterystu lat. Czyli, że jest dla mnie szansa? Będę żyć wiecznie?
Ezékiél westchnął. Zamknął książkę i odchylił się na krześle.
— To nie takie proste.
— Obecnie nic nie jest proste.
Zacisnął zęby.
— Sam długo się nad tym zastanawiałem. Mistrz Youn nie mówił dokładnie, kim jest Aramea. Powiedział tylko, że może nam pomóc. Poszperałem trochę. Aramea jest pierwszym i jedynym błędem, który udało się utrzymać. Jak to zrobiła? Nie jesteśmy pewni. Wiemy, że zrobiła to sama. Inna kwestia to to, że również jest magiem. Więc było jej łatwiej.
— I dlatego jest nieśmiertelna?
— Sama tego nie wie. Przez pierwsze trzysta lat szukała odpowiedzi, dlaczego żyje tak długo. Nie znalazła. Teraz jak widzisz, zajmuje się majsterkowaniem.
Zadumałam się. Cóż, nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale musiałam przyznać, że miała ona sens. Niestety sprawiała, że moja przyszłość stawała pod znakiem zapytania. Bo wiedzieliśmy, że nic nie wiemy.
— To jaki mamy plan na najbliższe dni?
— Na razie możemy zostać tutaj — powiedział Ezékiél. — Jesteśmy bezpieczni i możemy spokojnie pracować. Zresztą potrzebujesz treningu.
Zamarłam z jajecznicą na widelcu.
— Treningu?
— Żeby móc się bronić. Nie jesteś magiem, to prawda, ale wielu moich kolegów z Świątyni również nie było. A jednak potrafili się bronić. Korzystali ze sprytu i sztuk walki. \
Szczęka mi opadła. Dosłownie. Sztuki walki? Że niby co? Ja mam walczyć? Ja?! Że co niby jestem, Karate Kid? Mogę grać w siatkówkę, proszę bardzo, zamiast czerwonych krwinek mam mikro piłki.
Ale walka? Bijatyka? No chyba kogoś porąbało.
Próbowałam kiedyś kung-fu. Manoline mnie namówiła. Jako dziecko chodziła i bardzo sobie ceniła.
Odpuściłam po tym jak wyrżnęłam głową w lustro. Tak, poślizgnęłam na macie. Jestem wyjątkowo ofiarą losu.
— A niby jak te treningi miałyby wyglądać?
— Popracujemy nad sprawnością fizyczną. Będziesz posługiwała się bronią. Białą i palną. Aramea trzyma na stanie cały magazyn. Wspinanie, ucieczka, kamuflaż. Dużo uników. Przede wszystkim musisz przeżyć. W międzyczasie będziemy szukać rozwiązania twojego problemu oraz poznasz więcej szczegółów na temat magów.
— Po co?
Uśmiechnął się pod nosem. Przez moment poczułam się jak niegrzeczna uczennica, która nabroiła w szkole. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
— Musisz poznać swojego przeciwnika. Jego słabe i mocne strony. Wtedy osiągniesz nad nim przewagę.
Jakoś nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Byłam zwykłą dziewczyną. Owszem pochodziłam ze sportowej rodziny, dużo się ruszałam, ale nic po za tym. Nie miałam żadnych nadzwyczajnych zdolności. Nie latała, nie strzelałam laserami z oczu, nie podnosiłam ciężarówek i nie poczynałam gardeł złoczyńcą.
Byłam beznadziejnym materiałem na Wonder Woman.
— Może jednak zostaniemy przy modelu, biedna księżniczka na wieży i dzielny książę? — zaproponowałam błagalnie.
Ezékiel tylko parsknął śmiechem. Odchylił się na krześle. Pierwszy raz widziałam go tak rozluźnionego. Rozpuścił włosy, ubrał zwykłą koszulkę i dżinsy. Jakby nagle dostał wolne od ratowanie świata.
I tak, nadal był cholernie przystojny.
Głupie, głupie nastoletnie hormony!
Przed przywaleniem sobie samej w łeb, powstrzymał mnie odgłos kroków. W drzwiach stała Aramea. Omiotła mnie krytycznym spojrzeniem, a potem uśmiechnęła się kpiąco.
— Czas na trening.
***
Nigdy nie interesowałem się specjalnie życiem uczuciowym mojej Pierrette. W czasach szkolny to raczej ja byłem obiektem westchnień. Mogłem zmieniać dziewczyny jak rękawiczki, gdy Pretty w ogóle nie zwracała uwagi na chłopaków. Miała wiele ciekawszych rzeczy do roboty niż wzdychanie do moich kolegów. Potem wyjechałem do Bostonu, a ona poznała Theodora. Atlantyk sprawił, że wierzyłem jej zapewnieniom, że jest szczęśliwa. Zresztą tata poinformowałby mnie, gdyby było inaczej. Pierwszy zauważyłby coś niepokojącego.
A to oznaczało, że tego popołudnia pierwszy raz widziałem Pretty z złamanym sercem.
Po odejściu Mateusza nie powiedziała ani słowa. Po prostu siedziała, wpatrzona w kubek gorącą czekoladą i bezgłośnie ruszała ustami. Gdy zapytałem, czy możemy iść, tylko kiwnęła głową. Poczułem dziwne ukłucie w sercu. Powinienem jej pomóc, wesprzeć jakoś. Ale nie potrafiłem. Na złamane serce jedynym lekarstwem był czas.
Z miasteczka, w którym się znajdowaliśmy, było niewiele sposobów by dostać się do Genewy. Kolej miała podstawić autobusy zastępcze, ale dopiero wieczorem. Następnego ranka odjeżdżał za to kolejny pociąg.
Postanowiłem poczekać. W nocy i tak niewiele byśmy zrobili, a obydwoje potrzebowaliśmy odpoczynku.
Zakwaterowaliśmy się w małym hoteliku w centrum. Policja oczywiście zainteresowała się dziwnymi wybuchami w pociągu. Szybko jednak doszli do wniosku, że doszło do zwarcia w instalacji. W ostatnim wagonie znajdowały się przesyłki. Nikt nie zginął. Sprawę zamknięto.
Noc przespałem spokojnie. Obudził mnie dopiero szum prysznica. Zerknąłem na zegarek. Dochodziła szósta rano. Nie wiedziałem, czy Pierrette tak wcześnie wstała, czy też w ogóle nie spała.
Przeciągnąłem się. Wiosenne słońce przedzierało się przez cienkie zasłony. Rozmywało holograficzny obraz, wyświetlany przez mój telefon. Miałem jedno nieodebrane połączenie.
Od Julci.
Cholera.
Dzwoniła jakieś cztery godziny wcześniej. Tylko raz. Nie mogłem słyszeć, telefon był wyciszony. Nie zostawiła żadnego smsa, nie nagrała wiadomości. Skąd miałem wiedzieć, o co chodzi?
Oczywiście oddzwoniłem. Tym razem to Julcia nie odebrała. „Abonament tymczasowo poza strefą zasięgu.”
Zmarszczyłem brwi. Mieliśmy dwa tysiące czterdziesty rok. Zasięg był już wszędzie.
Wahałem się przez moment. Była jeszcze jedna opcja…
Pokręciłem stanowczo głową. Nie, nie mogłem. Nie byłem taki, nie, nie…
No dobra.
— Znajdź telefon Julci — poprosiłem system.
Hologram zamigotał. Wyświetliła się mapa świata, a na niej jedna, czerwona kropka.
Julcia była na środku Atlantyku. Leciała do Europy.
Zaparło mi dech w piersiach. Straciłem zdolność logicznego myślenia. Próbowałem zrozumieć, co się dzieje, ale nie byłem wstanie. Choć znałem fakty, ciężko było połączyć je w całość.
— Walter? Wszystko w porządku?
Wzdrygnąłem się, słysząc znajomy głos. Pospiesznie zamknąłem mapy i odwróciłem się. Pierrette właśnie wyszła z łazienki. Miała mokre włosy, ale o dziwo wyglądała na wyspaną i zadziwiająco pewną siebie. Jakby poprzedniego dnia w ogóle nie było.
— Tak, wszystko okej. — Wymusiłem uśmiech. — Jakie mamy plany na dzisiaj?
— Jedziemy do Genewy. Musimy porozmawiać z Isaacem.
— Nie boisz się, że dopadnie nas Zakon?
— Na razie skutecznie przed nimi uciekamy. — Wzruszyła ramionami. — Lepiej się pospieszmy. Mamy zadanie do wykonania.
Kiwnąłem głową. Tęsknie spojrzałem na telefon. Trudno, zadzwonię później. W
Miasteczko było ciche, spokojnie. Oprócz nas na dworcu czekało tylko troje ludzi, matka z dzieckiem i staruszek, czytający gazetę. Nie było sklepiku czy kas. Jedynie automat z jedzeniem oraz plakat, by bilety kupować przez telefon.
To wszystko sprawiało, że łatwo się z Pretty roluźniliśmy. Nigdzie nie powiewały czerwone peleryny, nikt nie strzelał do nas promieniami energii.
Chwilę później już pędziliśmy w stronę Genewy. Znów siedzieliśmy obok siebie, a wagon był bliźniaczo podobny do tego z poprzedniego dnia. Ja znów wyglądałem przez okno, za to Pierrette wyciągnęła komórkę, uruchomiła tryb komputera i intensywnie pracowała.
Przyznam, byłem trochę zaskoczony. Gdzieś zniknęła ta zagubiona dziewczynka z złamanym sercem. Zamiast tego miałem pewną siebie i zdeterminowaną kobietę. Czy taka przemiana może dokonać się w jedną noc?
Zostawiłem te przemyślenia na później. Tak, jak wiele innych.
Do Genewy dojechaliśmy po kilku godzinach. Nikt nas nie zaatakował, nikt nie próbował zabić. Życie toczyło się dalej, jak gdyby nigdy nic.
— Myślisz, że Isaac nam pomoże? — rzuciłem, gdy stanęliśmy przed głównym wejściem do CERNu.
— Nawet jeśli nie, to przynajmniej wykluczy wszystkie absurdalne opcje — odparła rzeczowo Pierrette. — To najinteligentniejszy człowiek jakiego znamy. Albo nas wyśmieje, albo uratuje świat.
Cóż musiałem przyznać jej racje.
Zapowiedzieliśmy wcześniej, że wpadniemy, więc ochrona bez problemu przepuściła nas z grupą wycieczek. Cały czas towarzyszyło mi uczucie déjà vu. Prawie dokładnie rok wcześniej również zawitałem do CERNu, by poprosić Isaaca o pomoc. Wtedy nie uwierzył mi w podróże w czasie. Ale może teraz zmieni zdanie?
Isaac pracował w wydziale teleportacji cząsteczek. Budynek wyglądał dokładnie tak samo jak rok wcześniej. Wytarte linoleum. Boazeria na ściana i migoczące lampy pod sufitem. Dopiero, gdy stanęliśmy przed otwartymi drzwiami do gabinetu Isaaca poczuliśmy, że jesteśmy w super nowoczesnej placówce badawczej.
— George, jeżeli to ty, to informuję cię, że moje slipki w krokodyle, są moje! Ile razy mam powtarzać, byś nie kradł mi bielizny — warknął Isaac, nawet na moment nie przestając pisać na tablicy.
Parsknąłem śmiechem.
— Nie nazywam się i szczerze powiedziawszy nie bardzo obchodzi mnie twoja bielizna.
Odwrócił się gwałtownie. Przez chwilę patrzył na nas jak na kosmitów, a potem jego twarz pokrył dorodny rumieniec.
– Oh, to wy… — wydukał.
Znów się zaśmiałem. I Isaac i jego gabinet w ogóle się nie zmienili. On nadal był wysoki, chudy, a długie włosy do pasa spinał srebrną spinką. Wokół walało się mnóstwo papierów, wszystkie stoły zastawione były komputerami, a na samym środku unosił się olbrzymi hologram, przedstawiający symulacje teleportacji jabłka.
— Też miło cię widzieć, Isaac. — Pierrette uśmiechnęła się krzywo.
Nasz kuzyn westchnął cicho. Przeczesał palcami włosy i zerknął na holograficzny zegar.
— Mogliście zapowiedzieć, że wpadniecie.
— Przecież dzwoniliśmy.
— Do sekretariatu?
— Żeby nas zapowiedział. Wpisaliśmy się nawet do kalendarza.
— Możliwe. Nie zaglądam do kalendarza. — Isaac lekceważąco machnął ręką. — Mówcie, o co chodzi, a potem dajcie mi pracować.
Przewróciłem oczami. Jeśli świętej pamięci ciotka Danielle była taka sama, to nie dziwię się, że nikt w rodzinie z nią nie wytrzymywał.
— Pamiętasz, jak w zeszły roku opowiadałem ci o elfach kontrolujących nasz świat i podróżach w czasie? — zapytałem.
— Nie mów, że nadal w to wierzysz — prychnął.
— Powiedzmy, że trochę się zmieniło. Ale zamysł pozostał ten sam.
Uniósł kpiąco brew. Sięgnął po pisak, odwrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic wrócił do pisania na tablicy.
— Mam dużo roboty. Przyjdźcie później. Jak dorośniecie.
Wymieniliśmy się Pierrette znaczące spojrzenia. Wiedzieliśmy, że tak będzie.
Ale mogliśmy się sięgnąć po ostateczną broń.
Prestty westchnęła. Długo się na to przygotowywaliśmy.
— Musisz nam pomóc. Dlaczego? Bo widzieliśmy, teleportujący się ludzi.
***
Isaac był moim kuzynem, ale nasza znajomość ograniczała się do zdawkowej wymiany zdań na rodzinnych imprezach. On kochał naukę, ja taniec i muzykę. Był dziewięć lat starszy, zaczytany po uszy, z problemami w relacja, wielokrotnie diagnozowany pod kątem zespołu Aspargera. Najpierw mieszkał z rodzicami w Warszawie, potem wyjechał na studia do Azji. Życzenia przy świątecznym stole składaliśmy sobie raz do roku i tyle wystarczyło.
Ale wiedziałam, że ma obsesję na punkcie nauki. I teleportacji. Był o krok od Nagrody Nobla i zrobi wszystko, by ją dostać.
Rozsiedliśmy się przy jednym ze stołów. Znaczy, ja i Walter siedzieliśmy, a Isaac chodził w kółko, obracając w palcach marker. Na zmianę z Terry wyjaśniliśmy mu, kim są czarodzieje, błędy w czasie i że naprawdę cofnęłam się w czasie. Te rewelacje zbył jednym machnięciem dłoni. Bardziej interesowały go ataki magów. To, jak pojawiali się znikąd, latali i strzelali promieniami energii.
— Jesteście pewni, że nie mieli przy sobie żadnej broni? — dopytywał kilka razy. — Specjalnych rękawic, laserów? Może po prostu używają zaawansowanej techniki, a nie magii?
Synchronicznie pokręciliśmy głowami.
Isaac zacisnął zęby. Podszedł do jednego z komputerów i zaczął stukać w klawiaturę. Przyglądaliśmy się mu w napięciu. Był naszą ostatnią deską ratunku. Nie mieliśmy innych pomysłów. Albo nam pomoże, albo dalej będziemy błądzić po omacku.
— To co mówicie jest bez sensu — stwierdził w końcu. — Magia nie istnieje. To co do zasady udowodnione.
— Ale? — Walter uniósł brwi.
Isaac westchnął. Podrapał się po głowie i uruchomił symulacje. Przedstawiała miliony małych, czerwonych kropek, które łączyły się w jedno.
— Przejdźmy do rozważań teoretycznych. Jakimś cudem wasi „czarodzieje” są wstanie kontrolować i skupiać ze sobą cząsteczki o określonej wielkości lub częstotliwości i za ich pomocą przekazywać energię. To wytłumaczyłoby lasery. Jeśli chodzi o teleportacje sytuacja jest trochę trudniejsza i bardzo, bardzo teoretyczna. Ostatnio udało nam się teleportować trzy złączone cząsteczki i był to olbrzymi sukces. Teleportacja czegokolwiek większego jest niemożliwa.
— Ale widzieliśmy na własne oczy ja znikają i pojawiają się w innym miejscu! — zaprotestowałam.
— W to nie wątpię — parsknął. — Ale bardziej prawdopodobne jest, że przemieszczają się z prędkością bliską prędkości światła.
Zagryzłam zęby. Z Isaaciem ciężko było dyskutować. Zawsze wszystko wiedział lepiej, znał odpowiedź na każde pytanie i mnóstwo kontrargumentów. No i jeszcze był przekonany o własnej genialności, co tylko utrudniało dyskusję.
— Okej, dobra, niech ci będzie. — Walter przewrócił oczami. — Szczerze? Nie obchodzi mnie, jak ci ludzie się teleportują. Mam tylko jedno pytanie. Czy wiesz, jak uratować Pierrette?
— Przed czym?
— Przed zabiciem przez bandę oszołomów! — wybuchnęłam. Emocje, które gromadziłam od poprzedniego dnia wylały się ze mnie niczym wodospad. — Mamy gdzieś, czy wierzysz w magię czy nie. Serio. Możesz uważać na za naiwnych idiotów, proszę bardzo, nikt ci nie broni! Ale masz po prostu powiedzieć, co zrobiłbyś na nasz miejscu! Jasne?!
Isaaca na moment zatkało. Chyba nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji. Zaraz jednak wrócił do swojej beznamiętnej miny.
— Jeśli ktoś chce zabić Michelle, sugeruję zgłosić to na policję.
I znów podniósł mi ciśnienie.
Ze świstem wypuściłam powietrze. Zamknęłam oczy, w myślach policzyłam do dziesięciu. Moja cierpliwość była na granicy wytrzymałości. Nie wiele brakowało bym rozpłakała się z bezsilności.
I nagle przed oczami stanął mi Mateusz. Starszy, ale uśmiechnięty, wyluzowany, taki, jakiego go znałam w przeszłości. Wręcz słyszałam jak mówi, że wszystko będzie dobrze. Że jakoś sobie poradzimy.
Zakręciło mi się głowie. Od rozmowy w kawiarni robiłam wszystko, byle tylko o nim nie myśleć. Zapomnieć. Wyrzucić z pamięci te kilka miesięcy razem, jego głos, czule pocałunki, dotyk. Zapomnieć, że w ogóle istniał, a już na pewno że mnie odnalazł. Że mogę, gdyby tylko dał nam szansę, wszystko mogłoby być jak dawniej.
Dwadzieścia lat różnicy? Co z tego. Mieliśmy dwudziesty pierwszy wiek. Tata mógłby na początku trochę kręcić nosem, ale potem by się poddał. Mateusz był w końcu dobrym człowiekiem. Mieszkalibyśmy na przedmieściach Paryża, ja udzielałabym lekcji tańca i gry na skrzypcach, on byłby siatkarskim menadżerem. Wiedlibyśmy szczęśliwe życie.
Gdyby tylko…
— Pretty…
Gwałtownie wróciłam do rzeczywistości. Odrzuciłam przyjemne wizje. Musiałam skupić się na zadaniu. Najważniejsze było tu i teraz.
— Isaac nie denerwuj mnie, proszę. — Spojrzałam błagalnie na kuzyna. — Raz jeden wykaż się odrobiną empatii i nam pomóż. Pomyśl, że to tylko dziecięca zabawa. Albo gra strategiczna. Właśnie! Gra komputerowa! Uratuj Michi. Co byś zrobił, by wygrać?
Isaac z irytacją wbił marker w symulacje. Cząsteczki rozpierzchły się wokół projektora.
— Pewnie zastanowiłbym się, co sprawia, że obecność Michelle jest tak niepożądana — zaczął. — Wszechświat to bardzo skomplikowana i delikatna konstrukcja. Wszystko ma w niej swoje miejsce, nie istnieją przypadki. Oczywiście my, ludzie, odkryliśmy może jeden procent tego, jak świat jest zbudowany. Ale to nie znaczy, że nie jest przemyślany.
Synchronicznie kiwnęliśmy z Walterem głowami. Nie żebyśmy zbyt wiele rozumieli. Nauka nigdy nie była naszą bardzo mocną stron, choć głupi też nie byliśmy.
— Jeśli czarodzieje uważają Michelle za błąd, to znaczy, że jej obecność narusza równowagę wszechświata — kontynuował spokojnie Isaac. — Nadmiar cząsteczek, czy coś podobnego. Musiałbym się dłużej zastanowić.
— A jak możemy tą równowagę przywrócić? — zapytał Walter. W Jego głosie słychać było przerażenie, choć podszyte strachem. Obydwoje podświadomie czuliśmy, do czego zmierza Isaac.
— Najprościej zapewne byłoby zabić Michelle — powiedział prosto z mostu. — Ale zapewnie nie o takie rozwiązanie chodzi. Podróże w czasie to śliski temat właśnie ze względu na równowagę wszechświata i ciągłość osi czasu. W literaturze przywrócenie stabilności zwykle łączy się z starożytnym rytuałem i ofiarą. Więcej doradzić wam nie mogę.
Wymieniłam z bratem znaczące spojrzenia. Cóż, oczywiście, że liczyliśmy na więcej. Najchętniej przyjęlibyśmy na tacy gotowe rozwiązanie. Ale to byłoby za łatwe.
— I nie znasz nikogo, kto bardziej interesowałby się tematem? — zapytałam z nadzieją. — Wiesz, jakiegoś fana „Powrotu do przyszłości”?
Isaac zawahał się. Na jego twarzy pojawił się mieć zakłopotania. Zerknął holograficzny zegarek, tak, jakby niecierpliwie wyczekiwał na przerwę.
W końcu westchnął głęboko. Poddał się.
— No dobrze. W takim razie muszę wam przedstawić Georga.
Cześć, hej i czołem! W tę piękną świąteczną niedziele przedstawiam Wam kolejny rozdział. Trochę tu wyjaśnia, trochę nie i znów pojawia się Isaac. Nie mogłam sobie go odpuścić ;)
W każdym razie, jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Violin
Jak ja doskonale rozumiem Michelle w kwestii bycia śpiochem. W dodatku mając do dyspozycji królewskie łoża. Przecież to, aż żal byłoby nie skorzystać z możliwości dłuższego snu. Szkoda, że Ezi nie podzielał tego zdania, serwując Michelle dość drastyczną pobudkę, którą podpatrzył podczas oglądania filmu. :D On jest taki uroczy w tej nieznajomości obecnej rzeczywistości. Jednak i tak zaskakująco dobrze sobie radzi, a w dodatku próbuje na wszelkie możliwe sposoby nadrobić swoje braki. Bez wątpienia Michi nie może narzekać na swojego kompana, zwłaszcza po tym, jak ugościł ją niemal wykwintnym śniadaniem. Normalnie chodzący ideał.
OdpowiedzUsuńDowiedzieliśmy się trochę więcej o tajemniczej Aramei. Niepokojące jest tylko to, że jest jednym błędem, któremu udało się przetrwać. Mam ogromną nadzieję, że Michelle będzie następną, która nie da Zakonowi. Nawet jeśli nie ma magicznych zdolności. Trening dziewczyny zapowiada się genialnie i już nie mogę się tego doczekać. Na pewno będzie to niezwykle zabawne.
Nic dziwnego, że Walter martwi się o swoją ukochaną siostrę. Nie dość, że mają na głowie cały ten bałagan związany z czarodziejami, to jeszcze Pierette na nowo musi się mierzyć ze złamanym sercem, a stare rany zostają na nowo rozdrapywane za sprawą ponownego spotkania z Mateuszem. Pierette i tak zadziwiajaco dobrze sobie radzi, choć tęsknota na pewno jest nieznośna. W dodatku wydaje jej się, że utraciła swoją miłość na zawsze, sądząc po reakcji Mateusza na wyznanie przez nią prawdy.
Julcia przylatuje do Europy? Ogromnie mnie ciekawi, co okaże się jej docelowym miejscem. Być może jest to też niepowtarzalna szansa dla Waltera, aby wszystko między nimi naprawić. Najpierw musi się im jednak udać w ogóle ze sobą skontaktować.
Isaac mocno zdenerwował swoje kuzynostwo, gdy zjawili się u niego po pomoc, a on lekceważył ich opowieści. Na całe szczęście udało im się dowiedzieć o rytuale, a co więcej tajemnicy George wydaje się wiedzieć dużo więcej na ten temat. Oby okazał się pomocny w próbie ratowanie Pierette. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Okeeeeej 😍 wątek Michelle&Ezi jest zdecydowanie moim ulubionym. Po pierwsze SPANKO, czy jest coś lepszego? Odpowiedź nie! Ja jestem fanką spania i drzemek, a na tej kwarantannie to potrafie spać 11h 😛 także wszystko rozumiem!!! Generał Chang ❤ czy raczej przystojny generał Chang 😍 kocham, kocham, kocham! I pomysł z treningiem? Bomba, dobrze zrobi Michelle, która rozśmiesza mnie na każdym korku 😂 nie wiem co było lepsze karate kid czy jak wyrznela głowa w lustro 🤣 umarłam ze śmiechu
OdpowiedzUsuńTrening z Arameą na bank będzie wymagający, śmieszny (bo to Michelle) i ciekawy 😀 nie mogę się doczekać, szczególnie, że dochodzi tutaj fakt, że Aramea też jest błędem i w dodatku jest nieśmiertelna, wow, kozak!
Ciągle zapominam, że to rok 2040? Przyznam szczerze, że wizja przyszłości w twoim wykonaniu brzmi zachecajaco 😀 super sa te telefony!
Przylot Julci brzmi intrygujaco, nie mogę doczekać się, żeby ją poznać. Ciekawi mnie co będzie z nią i Walterem.
Isaac faktycznie był wkurzający, nawet mnie zdenerwował. Taki typowy naukowiec z klapkami na oczach, który nie zauważa niczego poza swoim konikiem. Był strasznie ciężki, chociaż pod koniec coś tam współpracował...oby George był milszy i bardziej otwarty 😎
Pozdrawiam
N
Jezu ja tak bardzo utożsamiam się z Michelle. Kocham spać. I gdy tylko mam wolne potrafię przespać kilkanaście godzin. A już gdybym miała do dyspozycji takie królewskie łoże to chyba w ogóle bym nie wstawala.
OdpowiedzUsuńWięc zupełnie nie dziwię się Michelle , że chciała jeszcze pospać. Niestety pobudka nie należała do przyjemnych. I ja normalnie chyba bym zabiła za coś takiego na jej miejscu 😉
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić treningu w wykonaniu Michelle. Śmieje się już na sama myśl o tym jak będzie zabawnie.
Za to mało zabawny jest fakt , że Aramea jest jedynym błędem który przeżył. I mam ogromną nadzieję że Michale będzie błędem numer dwa któremu się to uda.
Już nie mogę się doczekać przyjazdu Julci. Mam nadzieję ,że jakoś spotkają się z Waltem. I po mału sobie wszystko wyjaśnia.
Isaac zdenerwował mnie tak samo jak Walta i Pierrette. Czy on naprawdę nie mógł potraktować ich bardziej poważnie?
Mam nadzieję, że ten cały Goerge porządnie zajmie się ich problemem .
Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejny rozdział.
Powiedzmy sobie szczerze ... mogłabym wypić z Michelle butelkę czegoś mocnego bo śpiochem zapewne jestem takim samym jak ona ^^ także doskonale ją rozumiem! Gdybym mogła przespałabym cały dzień :) Dlatego nie rozumiem dlaczego Ezi brutalnie wyrwał ją z tej "chwili" błogości. Królewskie łoże, ciepełko ... cóż więcej chcieć do szczęścia? No może jedzenia ^^ także nasz generał Chang jest w jakiś tam sposób usprawiedliwiony. W końcu istniała opcja pociągnięcia ją za nogę na podłogę. A to by bolało! Swoją drogą ciekawe czy on ma jakąś wadę. W końcu to facet! Faceci zawsze mają wady! Aż takich chodzacych ideałów nie ma! Chyba że w magicznym świecie, tylko to jestem w stanie zrozumieć ^^ bo z logicznego punktu widzenia nie jest to raczej możliwe haha. Ale że zaraz zaraz ... stop! Przeraziłam się gdy przeczytałam o tych wszystkich treningach. Na miejscu Michelle uciekłabym gdzie pieprz rośnie ^^ o ile byłoby to możliwe w jej przypadku. Przecież ona na sam koniec nie wstanie z podłogi po wycisku który generał Chang i nieśmiertelna Aramea zamierzają jej zaserwować ;o
OdpowiedzUsuńWalter, jak na prawdziwego bliźniaka przystało, wyczuł pismo nosem. Domyślił się iż coś głębszego łączyło i nadal łączy Pretty z Mateuszem. Chciałby jakoś pomóc i wesprzeć siostrę, ale nie ma pojęcia jak. Nie wiadomo jak to zacząć z kobietą ^^ jednego dnia chodzi załamana, a kolejnego wstaje jakby nigdy nic, gotowa aby podbić świat. Dziewczyna ma rację, że ona i jej miłość życia nadal mają dla siebie szansę. Dwadzieścia lat nie robi różnicy! Miłość nie zna wieku :) Dlatego mam nadzieję, że w ich przypadku szczęśliwe zakończenie jest możliwe. To samo Walter i Julcia, chociaż w tym przypadku chłopak musi zmądrzeć i błagać ukochaną na kolanach! Najlepiej klęcząc na grochu! Swoją drogą ciekawe dlaczego Julcia wraca do Europy. Czy to ma związek z Walterem czy po prostu chce się zobaczyć z rodzicami? O tym fakcie niewątpliwie chciała poinformować ojca swojego dziecka, ale jak widać sen jest u nich dziedziczny i nie tylko Michelle śpi jak kamień! Niech mi tu gwiazdor Antiga nie tłumaczy się wyciszonymi telefonami ^^
Isaac jako mały chłopiec był jedyny w swoim rodzaju, ale na swój mądry sposób urodzy. Starszego Isaaca bym się bała ;o I wcale nie czułabym się przy nim komfortowo. Czułabym się głupia! Po prostu i bezdennie głupia! Walter i Pretty doskonale wiedzieli co ich czeka, a mimo to, chcieli zaryzykować. Dla dobra Michelle i jej ratowania. Miejmy nadzieję, że tajemniczy Georg od slipek w krokodyle będzie bardziej rozmowy, a co najważniejsze podsunie im jakikolwiek sensowny pomysł. I nie będzie patrzył na nich z góry, bo to niegrzeczne ze strony kuzyna. Zacieram rączki :)
Pozdrawiam :)
Och, jak ja rozumiem Michelle! Spanie to jedna z najlepszych rzeczy, jakie istnieją, więc nie dziwię się jej, że w takim królewskim łożu chciała spędzić jak najwięcej czasu! A pobudka zaserwowana przez Eziego to był szczyt szczytów! Aż mnie otrzepało haha :D Kapitan Chang chciał jednak, aby dziewczyna się obudziła, by przedyskutować z nią dalsze plany. Michelle trochę się na niego boczyła, ale kiedy usłyszała, że zobaczył taką kwestię na filmie to dała mu plusika :D Ezi chce jednak poznać trochę jej świata, co się ceni!
OdpowiedzUsuńAle cóż on najlepszego wymyślił? Taki trening... W sensie taki wycisk? Biedna Michelle, już jej współczuję z całego serca! Ale jeśli to ma być jeden ze sposobów, aby udało się ją uratować i uchronić, przed czarodziejami, którzy czyhają na jej cenne życie, to warto zaryzykować.
Walter wyczuł, że Pretty i Mateusza coś łączyło, ale jak to facet, za bardzo nie potrafił poruszyć z nią tego tematu. Zwłaszcza, że jego rodzona siostra bliźniaczka później zachowywała się tak, jakby tamto wydarzenie nie miało miejsca. I weź tu nadąż za kobietą ^^ :D Wiadomo, że chce ją wesprzeć, tylko nie ma pojęcia jak się za to zabrać. Może coś mu jednak do główki wpadnie. Na razie ma w niej mętlik spowodowany przez Julcię. Dziewczyna wybrała się w podróż do Europy i chciała poinformować o tym Waltera, ale ten śpiąc nie odebrał telefonu. Ech... Czy im uda się kiedyś dojść do porozumienia? Mam nadzieję, że Walt odzyska rozum i będzie błagał Julcię na kolanach o przebaczenie!
Przyznam się szczerze, że trochę przeraził mnie obraz starszego Isaaca. Kuzyn nie za bardzo wierzył w szalone teorie Pretty i Waltera i chciał się ich pozbyć nie poświęcając im czasu. Ale tak się nie da! Wszyscy się tylko zdenerwowali, bo nie potrafili dojść do porozumienia w ważnych kwestiach. Oby tajemniczy Georg jednak powiedział nam coś więcej :)
Czekam na nowość!
Pozdrawiam :)