Jeśli kiedykolwiek, ktokolwiek będzie was przekonywał, że teleportacja to najfajniejsza, najbardziej odjazdowa rzecz pod słońcem, to mam dla was radę. Palnijcie go w łeb. I to mocno. Jeśli nie zrozumie, uderzcie jeszcze raz. A jeśli nadal będzie pleść herezję, sugeruję pozbycie się go. Lepszy martwy niż głupek.
Bo musicie wiedzieć, że teleportacja jest do dupy. Totalnie, masakrycznie fatalna. Przypomina trochę wyciąganie wnętrzności na żywca. Bez znieczulenia.
Dobra, ale może oszczędzę wam tych jakże obrazowych porównań.
Nie mogliśmy się zbyt długo zatrzymać w Maladze. Ezékiél nałożył na dom cioci silne zabezpieczenia, ale i tak co chwilę powtarzał, że musimy uciekać dalej. Z trudem udało mi się go przekonać, by złapał choć kilka godzin snu.
Ciocia Esthera na szczęście nie wracała do tematu naszego dziwnego pojawienia się. Zamiast tego zmusiła mnie do rozmawiania o wszystkim i o niczym. Po dwóch godzinach tłumaczenia, że tak jakoś radzę sobie na medycynie i nie, nie będę miała zaległości.
Cóż, to oczywiście było wierutne kłamstwo, ale hej, nikt chyba nie czerpie przyjemności w grzebaniu w odciętej nodze.
Na szczęście w domu było jakieś milion innych rzeczy do omawiania. Na przykład albumy ze zdjęciami mojego kochanego rodzeństwa. Wierzcie mi lub nie, ale nie ma nic bardziej uroczego niż dwuletni Timote zaliczający glebę na boisku do siatkówki plażowej.
Zresztą, ciocia uwielbiała wspominać. Czasami miałam wrażenie, że nadal żyła w przeszłości.
— Możemy jechać.
Po jakiś czterech godzinach, Ezékiél pojawił się na schodach. Już nie przypominał uroczej, chińskiej pandy. Wykąpał się i przebrał. Włosy związał w luźny kok.
Okej, już nie był pandą. Był cholernym generałem Shangiem.
Moę być w takim razie Mulan?
Cholera, Michelle, ogarnij się!
— Gdzie się teraz wybieracie? — zapytała ciocia.
— Chyba do Portugalii — wymyśliłam pospiesznie. — Niedaleko, dużo do zobaczenia.
— Mają dobre wina.
— To twoje słowa, ciociu, nie moje.
Cicho parsknęła śmiechem. Przytuliłyśmy się na pożegnanie, obiecałam, że będę na siebie uważać, a potem zgarnęłam rzeczy i razem z Ezim opuściłam dom.
Dopiero, gdy znów znaleźliśmy się na wzgórzach za miastem, odważyłam się zapytać.
— To gdzie teraz?
Ezékiél zmrużył oczy, wlepiając wzrok w niebo.
— Serbia — rzucił krótko.
— Nadal Europa?
— Nie mogę skakać dalej. Zresztą podobno mieszka tam człowiek, który może nam pomóc.
— Podobno? — Uniosłam brew.
— Stamtąd skoczymy do Azji. — Ezi zignorował moje pytanie. — Są kraje, w których moc zakonu jest słabsza. Spróbujemy się tam schronić.
Przytaknęłam. Przez głowę przeszła mi myśl, że nie powinnam wierzyć w każde jego słowo. Ale odkąd prawie zginęłam zaatakowana przez latający śmietnik, wyłączyłam logiczne myślenie. Jeszcze ani razu nie ocaliło mi ono życia.
Ezekiel chwycił mnie za rękę. Zamknęłam oczy, tak, jakby to miało pomóc opanować strach.
Nagle straciłam grunt pod nogami. Świat zawirował, obiad stanął mi w przełyku. Głowa wybuchła piekielnym bólem. Pieczenie rozrywało wszystkie mięśnie.
Gdy ponownie otworzyłam oczy, klęczałam na zimnej posadzce i zwracałam ostatni posiłek.
-- Wszystko w porządku? — Zatroskany Ezekiel przykucnął obok.
‚;Oh, oczywiście! Właśnie prawie obżygałam buty, cholernie przystojnego Azjaty. Czy mogłoby być lepiej?”
— Tia, już okej. — Uśmiechnęłam się z trudem.
Serio, czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha?
Ezekiel podał mi chusteczkę i dopiero, gdy doprowadziłam się do w miarę porządnego stanu, spróbowałam zrozumieć, gdzie jesteśmy. Staliśmy na środku długiego, wąskiego korytarz, w całości pokrytego biało czarnymi kafelkami. Wysoko na suficie wisiał bogato zdobiony żyrandol, ale świeciła w nim tylko połowa żarówek. Złote zdobienia już dawno zmatowiały.
-- Jesteśmy w jakimś zubożałym pałacu? — wypaliłam bez namysłu.
— Mniej więcej. — Ezekiel skrzywił się cierpko. — Widziałem to miejsce tylko na zdjęciach. Chyba pomyliłem się o kilka metrów.
Ruszył wzdłuż korytarza. Pobiegłam za nim, próbując opanować skurcze żołądka.
Dotarliśmy do starych, drewnianych drzwi. Pordzewiała klamka ustąpiła pod naciskiem. Znaleźliśmy się w przestronnej, wysokiej sali. Ciągnące się od ziemi do sufitu okna musiały kiedyś dawać mnóstwo światła, ale teraz pokryte były warstwą kurzu.
Podłoga zawalona była mnóstwem rupieci. Stare biurka, szafy, ramy od rowerów, wieszaki na kurtki. Obok wygiętego stojaka na parasole stał drewniany zegar z kukułką. Wskazówki nie chodziły, ale kukułka co rusz wyskakiwała i skrzeczała.
Na środku tego rozgardiaszu siedziała zwalista kobieta w fartuchu w kwiaty.
— Czego? — warknęła, nawet na nas nie patrząc.
— Przysyła nas mistrz Yuon. — Ukłonił się Ezékiél.
Kobieta powoli odłożyła śrubokręt. Dopiero teraz zauważyłam, że naprawiała metalowego pajacyka.
— Stary pierdziel nagle przypomniał sobie o istnieniu mamuśki, tak? — prychnęła kpiąco. — Czego znowu chce?
— Chodzi o błąd w czasie.
Zmrużyła oczy. Spojrzała na mnie. Miałam wrażenie, że jej wzrok dosłownie przewierca mnie na wylot.
— Coraz ładniejsze te wasze błędy — mruknęła. — Jak się nazywasz, dziecko?
— Michelle Antiga — wydukałam.
— Od dawna jesteś błędem?
— Ja…
— Od roku — odpowiedział za mnie Ezékiél.
— Tak, właśnie, od roku. Odkąd moja siostra cofnęła się w czasie.
Nie miałam pojęcia, co jeszcze mogę powiedzieć, więc tylko uśmiechnęłam się nerwowo.
\Musiałam wyglądać jak wyjątkowo obrzydliwy, szczerzący się ogr, bo facetka aż wzniosła oczy ku niebu. Cóż, nie pozostaje mi chyba nic innego, jak uciec na Syberie. Może chociaż łosie mnie zaakceptują.
— I że niby mam wam pomóc?
— Tak twierdzi mistrz Youn — powtórzył Ezékiél.
W ostatniej chwili powstrzymałam się przed zapytaniem, kim do diaska jest mistrz Youn. Małymi kroczkami. Powinnam zacząć od zadania podstawowego pytania:
Gdzie do cholery jasnej jesteśmy? I kim jest ta baba?
Już otwierałam usta ( w końcu niektórzy uważają, że mam niewyparzoną gębę), gdy kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w głąb graciarni.
Wymieniliśmy z Ezékiélem znaczące spojrzenia. Kiwnął głową, dając znać, że nie muszę się bać.
Tia, serio, luz. Od mojego istnienia zależą losy tego świata, ale hej, może zrobimy sobie rozluźniający piknik?
Cała tylna ściana pomieszczenia pokryta była półkami. Wyszywany złotymi nićmi tytuły migotały słabo w przytłumionym świetle.
— To wszystko, co mogę wam zaoferować.
Ezékiél zmarszczył brwi.
— Wydaje mi się, że przejrzałem już wszystkie księgi.
— Tych na pewno nie czytałeś.
— Niby dlaczego?
— Bo sama je napisałam.
To zrobiło na Ezékielu olbrzymie wrażenie. Podszedł od biblioteki jak do świętej relikwii. Widziałam zachwyt powoli występujący na jego twarzy.
— Kim jesteś? — zapytałam w końcu. — O czym są te książki.
Przez ułamek sekund miałam wrażenie, że tylko rozwścieczyłam kobietę. Że jeszcze słowo, a pstryknięciem palców zmiecie mnie z powierzchni ziemi. Jej wzrok był zimny i pozbawiony uczuć.
Ale nagle uśmiechnęła się, a jej ręce zaczęły żarzyć się złotym światłem.
— Nazywam się Aramea i jestem błędem od czterystu lat.
***
Było źle. Bardzo, bardzo źle. Wiedziałem to już w momencie, gdy ten mężczyzna wszedł do wagonu. Wyglądał normalnie. Po czterdziestce, z pierwszymi siwymi włosami na skroniach. Miał wygniecioną koszulę, jakby przed chwilą wstał z łóżka i kilku dniowy zarost. Rozglądał się nerwowo. W dłoni trzymał teczkę.
Wydawało mi się, że skądś go kojarzę. Był wysoki, wyższy od taty. Mógł być sportowcem. Pewnie widziałem go w telewizji. Mieliśmy wielu znajomych we wszystkich krajach Europy.
Ale coś mi nie pasowało. Dziwne przeczucie nie pozwalało wrócić do patrzenia za okno. Zmrużyłem oczy i włączyłem hologram. Udawałem, że czytam wiadomości, kątem oka przyglądając się mężczyźnie.
Przez moment stał na środku wagonu. Rozglądnął się, jakby kogoś szukał i powoli ruszył wzdłuż foteli. Uśmiechnął się słabo do małego chłopca, który nagle wpadł mu pod nogi. Malec przeprosił po angielsku i pobiegł dalej. Mężczyzna odprowadził go wzrokiem.
Dopiero, gdy stanął przy naszych fotelach, Pierrette podniosła głowę. Zamarła. Jej dłonie zaczęły drżeć. Oddychała płycej, zacisnęła palce na butli z tlenem.
— Mateusz…
— Chyba musimy porozmawiać.
Usiadł na fotelu obok, a ja kompletnie zgłupiałem. Mateusz? Jaki znowu Mateusz? Pierette znała tego faceta? Skąd? I dlaczego wydawał mi się dziwnie znajomy.
Coś zaczęło mi świtać. Ostatnie kilka dni były tak intensywne, że wydawały się odległe o lata świetlne. Musiałem mocno wysilić mózg, by wszystko sobie przypomnieć. Przylot do Francji i rozmowę z Michelle. To, jak opowiadała mi o dziwnych zdarzeniach na meczu. O tajemniczym mężczyźnie.
To był on. Mateusz Janikowski.
Przełknąłem głośno ślinę. Wbiłem się w fotel, czekając na rozwój sytuacji.
— Ja… Nie możemy porozmawiać gdzieś indziej? — zapytała drżącym głosem Pierrette. Usilnie starała się na mnie nie patrzeć. Zmarszczyłem brwi. Próbowałem zrozumieć, co zaszło między tą dwójką. Ostatnio, nie w przeszłości. Bo byłem już pewien, że dwadzieścia lat temu wiązało ich coś więcej niż zwykła przyjaźń.
— Okłamałaś mnie. — Mateusz zupełnie zignorował prośbę Pretty. — Dlaczego, Stephanie?
Zaraz, Stephanie? O co tu do diaska chodzi?
Pretty zamrugała, wydawała się równie zdezorientowana, co ja. Przez moment miałem nawet wrażenie nawet, że zaraz zacznie się głupkowato śmiać, a to wszystko okaże się głupim żartem.
Ale nagle Pierrette rozluźniła się. Usiadła wygodniej, a na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.
— To trochę skomplikowane.— Z zakłopotaniem podrapała się po głowie. — Tak, ma pan… masz rację, powinniśmy porozmawiać. Ale nie tutaj. Mój kolega nie musi wszystkiego wiedzieć. — Spojrzała na mnie znacząco. Jej wzrok mówił wszystko. Nie ingeruj. Poradzę sobie. Potem wszystko wyjaśnię.
Wzruszyłem ramionami. Pozwoliłem by wyszli z wagonu. Przez szybę w drzwiach widziałem jak dyskutują. Pierrette tłumaczyła coś Mateuszowi, a on słuchał. Uważnie. Złość ustępowała z jego twarzy, zastąpiona przez zaskoczenie i… żal?
W zamyśleniu bawiłem się zegarkiem. Pociąg jechał dalej. Do Genewy zostały jeszcze dwie godziny drogi. Mogli sobie wiele wyjaśnić. Chyba powinienem się martwić prawda? Moja siostra właśnie rozmawiała z facetem, w którym była kiedyś zakochana, a którego musiała porzucić. Problem był w tym, że ten sam facet miał teraz czterdzieści lat i równie dobrze mógłby być naszym ojcem. Trochę skomplikowana sytuacja.
Eh, dobra, chyba jestem ostatnią osobą, która powinna udzielać porad miłosnych.
Oparłem się o okno. Jechaliśmy przez pola, w oddali widziałem pierwsze winnice. Pozwoliłem sobie na moment odetchnąć. Zamknąłem oczy, próbując zasnąć, ale zaraz w mojej głowie pojawiła się Julcia. Siedziała na podłodze i wzdychała z dezaprobatą.
Powinnienem do niej zadzwonić. I to jak najszybciej.
Dobra, trochę działałem pod wpływem chwili. Pierwsza chwila spokoju od kilku dni ograniczała mi logiczne myślenie.
W pośpiechu wyciągnąłem słuchawki. Sprawdziłem godzinę. W Bostonie dochodziła dziesiąta. Julcia pewnie jadła śniadanie. Może uczyła się do egzaminów albo oglądała poranną telewizję. Wziąłem głęboki wdech. Teraz albo nigdy.
Wybrałem odpowiedni numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci..
Obraz zamigotał, błysnął. I zobaczyłem ją. Julcię. Odebrała. Naprawdę odebrała!
— Walter.
— Julcia… — głos mi się załamał. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Wystarczyło bym znów ją zobaczył, a odebrało mi mowę.
Wyglądała normalnie. Siedziała przy stole, z związanymi włosami i w luźnej koszulce. W rogu ekranu widziałem kubek z kawą i tablet. Musiała się uczyć.
— Zadzwoniłeś. W końcu — powiedziała. Spokojnie, bez żadnych emocji, co było niepokojące. Bardzo, bardzo niepokojące.
— Ja… mówiłem… znaczy napisałem… musiałem sobie kilka spraw przemyśleć. Pewnie jesteś na mnie wściekła.
Wzruszyła ramionami. Tak po prostu. Jakby nie stało się nic wielkiego. Przełknąłem głośno ślinę.
— Wiem, że to co zrobiłem było strasznie głupie i pewnie nigdy mi nie wybaczysz, ale…
— Więc dlaczego dzwonisz? — przerwała mi stanowczo. — Skoro uważasz, że to nic nie zmieni.
— Wcale tak nie uważam! — zaprotestowałem.
Wywróciła oczami. Westchnęła i przeczesała palcami włosy.
— Walt, nie będę cię okłamywać. Myślałeś, że jak zareaguję? Będę rozpaczać? Szlochać w poduszkę? A może cię przeklnę i wyzwę do wszystkich diabłów? To dziecko jest wpadką i obydwoje o tym wiemy. Nie planowaliśmy go, ale gdy się dowiedziałam, przewidziałam, że spanikujesz. Dlatego ułożyłam plan. Mam oszczędności. Rodzice mi pomogą. Może nawet uda mi się skończyć tutaj studia.
Zgłupiałem totalnie. Jej pewny siebie głos zadziałał na mnie jak kubeł lodowatej wody. Zdałem sobie sprawę, że gdy ja uciekłem i histeryzowałem we Francji, ona zachowała zimną krew. Ogarnęła się.
— Czyli poradzisz sobie beze mnie — mruknął.
Wzruszyła ramionami.
— Przewidziałam, że taki moment może nastąpić. Znam cię Walt. Wiem kim jesteś. Jaki jesteś. Że masz dwadzieścia jeden lat i nie robisz żadnych planów. Kocham cię, Terry. Zawsze będę kochała. I dlatego nie mam złudzeń, że na razie nie jesteś gotów. Ale wychowam to dziecko. Z tobą albo bez.
Przełknąłem głośno ślinę. Wiedziałem, że drżę. Pod powiekami czułem dziwne pieczenie.
Już chciałem coś powiedzieć, ale nagle pociągiem wstrząsnęło. Zakołysał się, a pozostali pasażerowie podnieśli głowy. Odczekali w napięciu kilka sekund. Gdy wstrząs się nie powtórzył, wrócili do swoich zajęć.
Ja jednak wyjrzałem przez okno. Miałem wrażenie, że powietrze na zewnątrz dziwnie drżało. Przeczucie podpowiadało mi, że coś jest nie tak.
— Przepraszam, muszę kończyć. — Za nim Julcia zdążyła zaprotestować, rozłączyłem się.
Wstałem powoli. Ludzie zachowywali się normalnie. Za drzwiami Mateusz i Pierrette nadal rozmawiali. Nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Chwyciłem z uchwyt i z trudem otworzyłem okno.
Huk wiatru uderzył niczym kilkutonowy głaz. Przez moment czułem się jak na kolejce górskiem. Z trudem wystawiłem głowę na zewnątrz.
Na początku nic nie zobaczyłem. Ale wystarczyło bym obrócił głowę, a zrozumiałem, co spowodowało wstrząs.
Na dachu następnego wagonu złowieszczo łopotała czerwona peleryna.
***
Nigdy nie przypuszczałam, że popełnione błędy aż tak się zemszczą. Że będę musiała stanąć twarzą w twarz z każdym kłamstwem, które powiedziałam, z każdą historią, którą zmyśliłam. A przede wszystkim wszystkie uczucia, które odważyłam się poczuć.
Czy przeraziłam się, gdy zobaczyłam Mateusza? Tak. Czy byłam zaskoczona? Ani trochę. Gdzieś w głębi duszy czułam, że nasza przygoda jeszcze się nie skończyła. Że za szybko uwierzył, że jestem córką samej siebie.
Dobra, to brzmi trochę creepy. Nawet bardzo, bardzo creepy.
Nie chciałam by Walter słyszał, o czym rozmawiamy. Nie wiedziałam, ile wie, ile zrozumie. Nigdy nie powiedziałam mu o Mateuszu. To była ta część podróży w czasie, którą chciałam zabrać ze sobą do grobu.
A teraz ktoś rzucił mi nią prosto w twarz.
I musiałam się z tym zmierzyć.
— Pewnie nie spodziewałaś się, że cię odnajdę — zaczął Mateusz, gdy tylko stanęliśmy w przejściu.
— Ja… Nie, nie przypuszczałam…
— Ale jak widzisz jestem.
Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Chyba próbował udawać, że jest zły. Albo przynajmniej wyglądać na groźnego.
Tylko, że nie wiedział, jak dobrze go znam. Jak dobrzem potrafię odczytywać jego uczucia, myśli.
Był zagubiony. Wiedziałam to od momentu, gdy nazwał mnie Stephanie. Był przerażony. Wystraszony, tym co odkrył, a raczej wydawało mu się, że odkrył.
Jednocześnie w jego oczach dostrzegłam dziwną nadzieję. I to przerażało mnie najbardziej.
— Wiesz, ostatnie kilka dni było strasznie dziwne — uśmiechnął się ironicznie. — Spotkałem dziewczynę, która jest bliźniaczo podobna do mojej młodzieńczej miłości. Potem dowiedziałem się, że moja ukochana Pénélopa miała córkę. Zaakceptowałem to. Jakoś. Z trudem, bo coś mi nie pasowało. Zrozumiałem co, gdy okazało się, że grób Penny jest pusty. Tak naprawdę jesteś też moją córką.
Zacisnęłam zęby. Z trudem próbowałam opanować zaskoczenie, a raczej zdezorientowanie. Na szybko próbowałam wymyślić jak powinnam się zachować. Spuściłam wzrok i nerwowo zaczęłam skubać rękaw bluzy.
— Skąd taki wniosek? — wydukałam w końcu przez zaciśnięte zęby.
Uśmiechnął się nieznacznie. Tak, jakby od dawna przygotowywał się na to pytanie.
— Minęło dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat. Ale wystarczyła chwila zastanowienia bym wszystko sobie przypomniał. I wiele rzeczy mogłem zapomnieć. Ale jestem pewny, że byłem pierwszym mężczyzną Penny.
Ze świstem wypuściłam powietrze. Idiotka, skończona idiotka. Jak mogłam zapomnieć?! Niby przez ten rok tyle się wydarzyło, ale o tamtym pierwszym razie śniłam prawie każdej nocy.
A mimo tego w panice o wszystkim zapomniałam.
— To wszystko… to wszystko jest trochę skomplikowane — wydukałam w końcu.
— Spokojnie, mamy dużo czasu. — Mateusz wykrzywił się kpiąco. — Chcę wiedzieć. Wszystko. Dlaczego Penny sfingowała swoją śmierć. Dlaczego ode mnie uciekła i dlaczego… — wziął głęboki oddech. — I dlaczego nie powiedziała mi, że jest w ciąży.
Przełknęłam ślinę. Wzrok wlepiłam w ścianę, ze wszystkich sił starając się nie patrzeć na mężczyznę.
— Ja… mama musiała uciekać. Była w niebezpieczeństwie. Nie miała wyjścia — powiedziałam pewnie.
Jednak w głębi serca chciałam wykrzyczeć prawdę. Miałam podejść do tego na spokojnie, zachować zimną krew. Jednak z sekundy na sekundę robiło się coraz gorzej. Był blisko, zdecydowanie za blisko. Za pierwszymi zmarszczkami i siwiejącą skronią, dostrzegałam chłopaka, w którym kiedyś się zakochałam. Mój oddech zrobił się płytki, miałam wrażenie, że butla z tlenem przestaje działać.
— Przed czym? Dlaczego mi nie powiedziała? Przecież… przecież mógłbym coś zrobić.
Twarz Mateusza zmieniała się jak w kalejdoskopie. Zniknęła zaciętość, pojawiło zagubienie, żal. Trzęsły mu się dłonie, wodził wzrokiem od drzwi do drzwi.
— Nie mogę powiedzieć — odmówiłam stanowczo.
Ale zaraz się zawahałam. Zerknęłam przez szybę na Waltera. W mojej głowie zaczął się rodzić kolejny szalony, bardzo niepewny plan.
A że nazywam się Antiga, to oczywiście musiałam z niego skorzystać.
— Chodzi o to, że sama do końca nie wiem — ściszyłam głos. — Dopiero od dwa lata temu dowiedziałam się, kim była moja matka. Próbuję jakąś odkryć jej historię, ale to wcale nie takie łatwe.
Cóż, nie okłamywałam go całkowicie. Cała ta sytuacja na pewno nie była łatwa. Ba, była cholernie szalona i wątpiłam, by uwierzył w magię, morderczy Zakon i podróże w czasie. „To skomplikowane” wyjaśniało wszystko.
Mateusz wahał się przez chwilę. Pewnie chciał kłócić się dalej, ale zamiast tego westchnął głęboko i przeczesał palcami włosy.
Kolejne kilkanaście sekund ciągnęło się w nieskończoność. Obydwoje milczeliśmy. Narastające napięcie stawało się nie do zniesienia. Miałam wrażenie, że przytłacza mnie ciężar kilkunastu ton. Czekałam, aż Mateusz znów się odezwie.
— Dlatego wiedziałaś, kim jestem — wyszeptał w końcu. — Domyśliłaś się, że jestem twoim ojcem.
No i plan szlag trafił.
Dobra, myśl Pierrette myśl. Co teraz zrobisz?
Z wahaniem spojrzałam w oczy Mateusza. Błyszcząca w nich nadzieja tylko pogorszyła sprawę.
— To… tak, wiedziałam. Ale w tamtym momencie… spanikowałam. Nie miałam pojęcia jak się zachować.
Pokiwał głową. Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
— Długo zastanawiałem się nad tym, co ci powiedzieć — mruknął. — Od czego zacząć. W końcu niecodziennie człowiek dowiaduje się, że ma córkę. Dwudziestoletnią córkę. Możesz mi nie wiedzieć, ale naprawdę kochałem twoją matkę. Przez ostatnie dwadzieścia lat błąkałem się jak dziecko we mgle, próbując znaleźć choć namiastkę szczęścia. Szczęścia, które odeszło wraz z twoją matką.
Pokręciłam głową. Co robię, co ja do cholery robię?! Rozpacz w głosie Mateusza rozrywała moje serce na milion kawałeczków. Patrzyłam w jego przepełnione smutkiem oczy i chciałam wyznaczyć mu prawdę, byle tylko już przestał cierpieć.
— Czego ode mnie oczekujesz?
— Nie wiem — wzruszył ramionami. — Pierwszy raz od dwudziestu lat czuję coś na kształt nadziei. Jesteś moją córką. Jedyną, ukochaną córeczką. Nie oczekuję, że od razu będziemy rodziną. Nie oczekuję, że zaczniesz mówić do mnie tato czy coś podobnego. Ale chcę chociaż spróbować. Może uda nam się stworzyć nowe wspomnienia.
Prawie wykrzyczałam, że przecież mamy mnóstwo wspomnień.
Z tej jakże beznadziejnej sytuacji uratował mnie, przynajmniej chwilowo, niespodziewany wstrząs wagonu. Zachwiałam się, próbując złapać równowagę. Osłabione mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Poleciałam do przodu, wpadając na Mateusza. Obydwoje wylądowaliśmy na ziemi.
Przez ułamek sekundy nie wiedziałam, co się w ogóle stało. Byliśmy tak blisko, że momentalnie zalała mnie fala wspomnień.
Warszawa. Ja i on. Razem. Gotujemy. Śmiejemy się. Całujemy.
Było wspaniale.
Gwałtownie wróciłam do rzeczywisty.
Poderwałam się na równe nogi. Musiałam wyglądać jak dorodny pomidor.
— Ja… przepraszam, to…
— Nie, nic się nie stało, naprawdę.
No już gorzej być chyba nie mogło.
I wtedy cały wagon wybuchł.
Hej, cześć i czołem! Co tu dużo mówić, obecna sytuacja ma swoje plusy, bowiem w końcu naprawdę znalazłam czas by coś napisać. Dziś Touch the Sky, a na dniach Ostatni Tie–break. W końcu po całym dniu z fizyką można skupić się na siatkówce. Szczególnie, że w telewizji mogę oglądać, co najwyżej powtórki starych meczów.
Mam nadzieję, że ten rozdział, tak samo jak poprzedni przypadł Wam do gustu. Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Violin
Hej, cześć i czołem! Co tu dużo mówić, obecna sytuacja ma swoje plusy, bowiem w końcu naprawdę znalazłam czas by coś napisać. Dziś Touch the Sky, a na dniach Ostatni Tie–break. W końcu po całym dniu z fizyką można skupić się na siatkówce. Szczególnie, że w telewizji mogę oglądać, co najwyżej powtórki starych meczów.
Mam nadzieję, że ten rozdział, tak samo jak poprzedni przypadł Wam do gustu. Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Violin
Och, jak byłam mała to się podkochiwałam w kapitanie Shangu, więc rozumiem Michelle ^^ :D
OdpowiedzUsuńIch wizyta w domu cioci dobiegła końca, a przed nimi szykują się nowe wyzwania, wcale niełatwe, jak można przypuszczać. Ich kolejnym przystankiem okazała się być Serbia, gdzie Ezi zabrał Michelle to jakiegoś tajemniczego zamczyska. Zamczyska, w którym żyje sobie niejaka Aramea... Błąd sprzed czterystu lat. To może dawać nadzieje :D W każdym razie Ezi dostał od niej jakąś tajemną księgę, która może okaże się być kluczem do wszystkiego. Ale... No własnie, kim jest mistrz Youn? Ezi jest strasznie tajemniczym facetem :D Swoją drogą Michelle u jego boku zwiedzi sobie kawałek świata, choć jak przypuszczam, wolałaby żeby to się odbyło inną drogą :D Ale nie ma co narzekać, jeśli podróżuje się z przystojnym kapitanem Shangiem ^^
Byłam przekonana, że Mateusz od razu nie zbliży się do Polly, ale wolał kuć żelazo póki gorące... W sumie nie dziwię mu się, bo istniała pewna obawa, że później dziewczyna zniknie mu z oczu. A tak to podszedł sobie na spokojnie, choć wewnątrz pewnie cały się trząsł i zagaił o rozmowę. Walt musiał być w szoku, gdy dotarło do niego, że Mateusz to ten Mateusz ^^ Jednak pozwolił siostrze na rozmowę z mężczyzną, a sam pod wpływem chwili wykręcił numer Julki. Byłam w szoku, że odebrała, ale ta rozmowa jednak nie przebiegła tak, jakbym chciała... Jej obojętność jest chyba jeszcze gorsza. Może mówić, że spodziewała się po Walterze takiego kroku, jednak w środku pewnie przeżywa wszystko na swój sposób. Z pewnością chciałaby mieć go przy sobie, bo przecież dla nich obojga to całkiem nowa rola. Ugh, Walt Ty ciołku! Ma teraz za swoje! W dodatku ich rozmowa szybko się skończyła przez jakiś wstrząs... Czyżby czarodzieje, którzy wcześniej próbowali ich dopaść w końcu dopięli swego? Oczywiście ten huk, a później wybuch musiał przerwać również rozmowę Polly z Mateuszem. Dziewczyna coraz bardziej brnie w swoje kłamstwa robiąc Matiemu niepotrzebną nadzieję. Ale... Co nagle miała mu powiedzieć? Wyznać prawdę? Mateusz przeżyłby wstrząs i to wcale nie od magii. Będzie drążył temat, tego jestem pewna, a Polly w końcu skończą się wymówki i historyjki wymyślane na poczekaniu. Tak... Cóż, wcale się nie dziwię jej reakcji po tym, jak na nim wylądowała ^^ Wspomnienia wróciły jak bumerang i fala gorąca gwarantowana!
Czekam z niecierpliwością na nowość, bo bardzo jestem ciekawa, co tam wymyśliłaś ^^
Pozdrawiam :)
Michelle niestety nie mogła zbyt długo cieszyć się pobytem w domu swojej cioci, gdzie czuła się bezpiecznie i naprawdę dobrze. W obawie przed Czarodziejami wyruszyli więc z Ezakielem w dalszą podróż, niezbyt przyjemnym środkiem transportu. Michelle raczej nigdy nie stanie się fanką Teleportacji, nawet jeśli będzie towarzyszył jej w niej Ezi, o którym coraz częściej myśli i to w bardzo pozytywny i ciepły sposób. Ich kolejnym przystankiem okazała się Serbia, która ugościła ich w dość tajemniczym i niezwykłym miejscu. Jego właścicielka okazała się zresztą nie mniej specyficzna. Aramea też jest błędem w czasie i to w dodatku od tylu lat... Tajemniczy Mistrz Youn widocznie wiedział co robi, gdy zlecił wizytę naszym bohaterom u tej kobiety. Swoją drogą Ezekiel mógłby przestać być, aż tak tajemniczy i udzielić przyznajmniej podstawowych wyjaśnień Michelle o całej tej sytuacji, w której się obecnie znajdują.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tajemne księgi Aramei pomogą Ezekielowi znaleźć jakieś sposób na uchornienie Michelle przed Zakonem i zakończenie tego niebezpiecznego pościgu.
Mateusz postanowił nie zwlekać i od razu chciał porozmawiać z Pierette, która na pewno była w niemałym szoku, gdy zobaczyła go przed sobą. A już zwłaszcza gdy nazwał ją swoją córką. Cała ta sytuacja z nimi jest wyjątkowo zagmatwana i ogromnie współczuję z tego powodu Pierette, która nie może powiedzieć prawdy, a równocześnie wie, że kłamstwa na dłuższą metę nie mają sensu. W końcu Mateusz dostrzeże nieścisłości w całej tej historii. A wtedy do reszty może się załamać. Wystarczyła chwila przypadkowej bliskości, aby wspomnienia Pierette odżyły...To musi być dla niej ogromnie trudne. Kochać kogoś z kim nie ma możliwości bycia.
Walter korzystając z sytuacji, postanowił zadzwonić do Julki, która powitała go bolesną obojętnością. To na pewno było o wiele gorsze od złości czu wyrzutów. Julka przeczuwając, jak Walter może się zachować, opracowała wcześniej dokładny plan na przyszłość swoją i dziecka. Mam jednak nadzieję, że on w końcu zmądzeje i spróbuje to wszystko naprawić. Przecież oni są dla siebie stoworzeni.
Czarodzieje niespodziewanie napadli na pociąg. Czego mogą znowu chcieć? Oby ten wybuch nie okazał się też tak groźny na jaki wyglądał i nikt w nim nie ucierpiał.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊
Miejsce na mój komentarz :)
OdpowiedzUsuńNadrabiam
N
Dobra, jazda z tym komentarzem, bo właśnie nadrobiłam zaległość :D jedną, drugie opowiadanie zacznę jutro :)
UsuńOkej team Ezi i Michi ( XD użyłam bo pasuje mi do kontekstu, nadal jestem nieprzekonana do tej ksywki) jest moim faworytem <3 Boże kocham za porównanie do Shanga i Mulan!!! Najlepsza bajka ever, ciągle lubię sobię ją pyknąć poza tym Azja to moje klimaty :) Dlatego Ezi oł jeeeeeeeeeees <3
Serbia i Aramea...robi się ciekawie! czekam na ciąg dalszy wątku
Okej Walter próbował wyjaśnić swoje sprawy. Nie popieram zostawienia ciężarnej dziewczyny. Za swoje czyny trzeba ponosić odpowiedzialność! Ale przynajmniej coś próbował...zobaczymy jak potoczą się dalsze losy jego związku :) Czy może powinnam to nazwać byłego związku?
Szanuję Julcię! Silna babka, trzymam za nią kciuki!
Mateusz i Pierette i ich historia, oj mega mnie to intyguje! Najważniejsze, czy ta prawda wyjdzie na jaw? No oby, bo ciekawi mnie reakcja Mateusza. Oby nie dostał wtedy zawału XD z drugiej strony zawsze mogliby stworzyć jakiś związek, c nie? Chociaż czarno to widzę xd Mega plus za pomysł z córką!
Ponieważ jestem po całości za jednym zamachem to dodam, że podoba mi się pomysł na historię. Fajni bohaterowie, interesujące wątki. Oby tak dalej!
Pozostaje mi życzyć, żeby wena nie opuszczała Cię w tym ciężkim czasie i of kors cierpliwości przy nauce do matury :)
N
Teleportacja mogłaby człowiekowi ułatwić życie, ale jeśli niosłaby ze sobą takie "odczucia" to ja podziękuję, lecz postoję z boku ^^ I szczerze mówiąc kojarzy mi się z Harrym Potterem i świetlikiem ^^ ale ok! Wracamy do Michelle i jej przystojnego Azjaty dla którego (i z powodu niebezpieczeństwa) poświęcić się można. Bohaterowie przenieśli się z gorącej Hiszpanii do Serbii, aby spotkać się z tajemniczą kobietą. Aż szczęka mi opadła gdy dowiedziałam się kim ona jest! Czyli że co, czyli że te "błędy" są nieśmiertelne? Michelle również? Oh wow, to się porobiło. Skoro owej kobiecie udało się przeżyć aż czterysta lat i nie zostać "usuniętą" z rąk Zakonu to znaczy, że zna sposób, aby się przed nimi uchronić. Bardzo ciekawi mnie ten wątek :) Potrzebuję więcej wyjaśnień!
OdpowiedzUsuńWalter zadzwonił do Julci! Już miałam szampana otwierać z powodu jego ogarnięcia się i ogólnego pójścia po rozum ... ale chłop to jednak jest chłop ^^ Zamiast powiedzieć jej to co mu na wątrobie siedzi (czy tam w serduchu ^^) to kręci "zaskoczony" jej niezależnością. A czego on oczekiwał skoro uciekł? Dziewczyna doskonale go zna i była na to przygotowana. Musi być silna nie tylko dla siebie, ale i dla maleństwa. I za to ją podziwiam. Nie może marnować czasu na czekanie, aż szanowny gwiazdor Antiga się ogarnie i dorośnie. Na pewno ma w serduchu nadzieję na to, ale tu trzeba działać!
Jest i konfrontacja Pretty z Mateuszem ^^ tak jak sądziłam, dziewczyna nadal będzie brnęła w te kłamstwa i przytaknie mężczyźnie gdy przedstawi on jej swoje wniosku. Dziwne, gdyby by zaprzeczyła. Wpadła w pułapkę z której tylko prawda może ją wyratować, ale problem w tym, że w taką prawdę mało kto by uwierzył. A jak zareagowałby Mateusz? ^^
Pozdrawiam :)
Michelle niestety musiała opuścić dom swojej ciotki i teleportowac się dalej. Tym razem trafili do Serbii. I poznając Arameę można mieć nadzieję, że Michelle uda się jakoś przeżyć to całe polowanie na nią. W końcu poznają kobieta jest błędem już od 400 lat.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Walter w końcu wziął się w garść i postanowił zadzwonić do Julki. Szkoda tylko, że nie wyjaśnił jej tego jak naprawdę się czuje. I z tej rozmowy za dużo nie wynikło. No ale cóż, najważniejszej pierwszy krok. I mam nadzieję że wkrótce będzie lepiej.
Mateusz i Pretty. Czekałam na ten wątek. Z jednej strony szkoda , że dziewczyna brnie w to kłamstwo dalej. Z drugiej, nie potrafię sobie wyobrazić jak mówi Mateuszowi prawdę. No bo kto by uwierzył w coś takiego? Mimo wszystko ciągle czekam aż ta prawda w końcu wyjdzie na jaw.
Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo zdrówka.
Jak zawsze czekam na kolejny rozdział.