Zacznijmy od tego, że doskonale wiedziałam, że zachowałam się jak idiotka. Nie ruszyłam głową, nie przemyślałam, tego co robię. Widząc Mateusza działałam instynktownie. Szok i tłumione przez miesiące uczucie, owładnęły mną kompletnie. Żadne logiczne argumenty, czy obecność siostry, nie mogły sprawić, bym zaczęła myśleć racjonalnie. Gdy zobaczyłam, jak Mati upada nieprzytomny na ziemię, działałam instynktownie. Rzuciłam się mu pomóc, a potem bez wachania okłamałam ratowników. Musiałam upewnić się, że wszystko będzie dobrze.
Minął rok od mojego powrotu z przeszłości. Rok, odkąd przeniosłam się do dwa tysiące dziewiętnastego roku, by pod fałszywym imieniem i nazwiskiem, jako Penelopa Bernard, ratować małżeństwo moich rodziców. To właśnie wtedy, gdy byłam marionetką w rękach magicznego Zakonu Czerwonego Smoka, spotkałam Mateusza Janikowskiego. Zupełnie normalnego, tamtejszego Mateusza.
I zakochałam się w nim bez pamięci.
Minął rok, od momentu, gdy zdecydowałam się na powrót do dwa tysiące trzydziestego dziewiątego. Rok, odkąd zostawiłam Mateusza, przekonanego, że umarłam, odkąd złamałam mu serce.
Dla mnie minął tylko rok. Dla niego dwadzieścia jeden lat.
Wcześniej starałam się nie zastanawiać, co zrobię, gdy go ponownie spotkam. Wiedziałam, że ułożył sobie życie. Osiągnął olbrzymi sukces, był gwiazdą reprezentacji i klubów, a teraz dobrze zapowiadającym się trenerem młodzieżowym. Chyba nawet się ożenił. Chyba, bo gdy zobaczyła jego zdjęcie z inną kobietą, od razu wyłączyłam Internet.
Teraz plułam sobie w brodę. Powinnam przewidzieć tę sytuację. W końcu był siatkarzem. Ja córką i siostrą siatkarza. Istniało pewne prawdopodobieństwo, że spotkamy się przy okazji jakiegoś turnieju. Mogłam się na to przygotować. Przewidzieć, jak zareaguję, co powiem. Jak wyjaśnię, że dziewczyna, którą od dwudziestu lat Mateusz uznawał za martwą, stoi przed nim cała i zdrowa.
No dobra, prawie zdrowa
Siedząc na korytarzu jednego z paryskich szpitali, mogłam już tylko nerwowo skubać rękaw bluzy. Lekarze i pielęgniarki mijali mnie bez słowa, jedynie co pewien czas zerkając znudzonym wzrokiem na plecak z tlenem. Nikogo nie obchodziło kim jest, a sama bałam się dopytywać o stan Mateusza.
Cały czas toczyłam wewnętrzną walkę. Jeszcze mogę uciec. Zniknąć. Może, gdy mężczyzna obudzi się, to pomyśli, że tylko się przewidział. Że miał zwidy, na hali było duszno, czy coś podobnego. Tak, właśnie tak powinnam zrobić. Wyjść ze szpitala i udawać, że cały ten dzień nigdy, ale to nigdy się nie wydarzył.
Jednak jakaś tajemnicza siła trzymała mnie na miejscu. Zmuszała, bym siedziała na niewygodnym krześle i co chwilę nerwowo spoglądała na telefon. Oczywiście, że dostałam już dziesiątki zaniepokojonych smsów od taty i rodzeństwa. Obdzwoniłam wszystkich, uspokoiłam, że wszystko w porządku, tak, jestem w szpitalu, ale nic mi nie jest. Po prostu spotkałam starego znajomego i muszę wyjaśnić kilka spraw.
Tata chciał od razu przyjeżdżać do szpitala. Michelle zresztą też, a Timi był gotów przegapić dekorację. Gdyby nie zdrowy rozsądek Manoline, wszyscy zlecieliby się do klinki i urządzili prawdziwą dramę.
— Pani jest siostrzenicą Mateusza Janikowskiego?
Z letargu wyrwał mnie znudzony głos jednej z pielęgniarek. Poderwałam się z krzesła, nerwowo skinęłam, pokręciłam i znów skinęłam głową.
— Ta… znaczy nie… znaczy, tak to ja.
— Pani wuj już się obudził. I bardzo chce z panią porozmawiać.
— Oh…
Na moment mnie zmroziło. Porozmawiać, ale że już? Teraz? Natychmiast? Że niby tak od razu?
— Pokój dwadzieścia osiem — burknęła pielęgniarka po czym odwróciła się na pięcie i odeszła, głośno stukając obcasami.
Przełknęłam ślinę. Zerknęłam przez ramię w głąb korytarza. Mogłam jeszcze odejść. Na tym oddziale nikt mnie nie znał. Jeśli wyjdę, to nikt nie zwróci na mnie uwagi.
Zamiast wyjścia udałam się do wskazanej sali. Zapukałam ostrożnie. Serce podskoczyło mi do gardła, czułam kropelki potu na szyi. Butla z tlenem wydała się nagle trzy razy cięższa.
— Proszę!
Powoli pchnęłam drzwi. Mały, pojedynczy pokój oświetlała tylko jedna lampka. Na wąskim łóżku leżał mężczyzna. Z pojedynczymi, siwymi włosami, zmarszczkami wokół oczu i pustym spojrzeniem wlepionym w ścianę.
Przez moment przypatrywałam mu się uważnie. Był jednocześnie tak podobny i tak różny od Mateusza, którego pamiętałam. Nie widziałam go od roku. Zestarzał się o dwadzieścia lat.
— Cze… dzień dobry.
Nie odpowiedział. Nawet nie drgnął.
Zawahałam się. Przestąpiłam z nogi na nogę. Wzięłam głęboki oddech. Podeszła bliżej.
— Chciał mnie pan widzieć.
Dopiero teraz w ogóle na mnie spojrzał. Odwrócił głowę, ale jego twarz pozostawała nadal bez wyrazu.
— Co się stało? Gdzie jestem?
— W Paryżu, w szpitalu. Stracił pan przytomność. Lekarze na pewno panu powiedzieli.
Czułam się strasznie dziwnie, mówiąc do niego per pan. Trochę jakby był obcym człowiekiem. Obcy, a zarazem najbliższy ze wszystkich.
— Jesteś jej córką?
Zatkało mnie.
— Że co proszę?
— Jesteś jej córką — powtórzył. — Córką mojej Penny. Prawda?
Zgłupiałam. Przez moment nie miałam pojęcia, o czym Mateusz w ogóle mówi. Mój mózg dopiero bardzo powoli zaczynał myśleć.
Aż musiałam sobie usiąść. Miałam wrażenie, że tlen płynął jakby wolniej. Zaczęłam oddychać przez usta, ale i tak świat jakby wirował.
— Skąd taki pomysł? — wydukałam z trudem.
— Jesteście identyczne. Musisz być córką Penelopy. To jedyne logiczne wytłumaczenie — wyjaśnił.
Z cichym świstem wypuściłam powietrze. Przymknęłam oczy i w myślach policzyłam do dziesięciu. Córką? Dobrze, mogę być córką. Nie przygotowałam się na to. Spodziewałam się pewnych wyrzutów pytań, niedowierzających spojrzeń. Przecież jakim cudem przez dwadzieścia lat zachowałam młodość. Jakim cudem przeżyłam tamten wypadek? Dlaczego zniknęła? Dlaczego odeszła, choć mówiłam, że go kocham.
— Czyli naprawdę znał pan mamę?
Teraz to Mateusz przełknął ślinę. Przez jego twarz przemknął grymas bólu.
— Znałem to mało powiedziane.
Uśmiechnęłam się smutno. Na szybko próbowałam wczuć się w role. W duchu odetchnęłam z ulgą. Przez ostatni rok nauczyłam się grać, kłamać, by ludzie nie dowiedzieli się o podróży w czasie, czarodziejach.
— Gdy cię zobaczyłem, myślałem, że to ona. Dopiero teraz… przecież zginęła prawda?
Bez wachania kiwnęła mgłową. Tu nie musiałam kłamać. Mama naprawdę zginęła.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy. Ja wpatrywałam się w czubki palców, a Mateusz myślał. Wyglądaliśmy normalnie. Nasza rozmowa też była normalna. Szczerze? Myślałam że pójdzie gorzej. Pozwoliłam sobie na rozluźnienie.
— Jak masz na imię? — zapytał nagle.
Zadrżałam.
— Stephanie — odpowiedziałam bez wachania. — Stephanie Garrout
Miałam ochotę sama sobie przywalić w łeb. Znów podawałam mu fałszywe dane. Znów go okłamywałam.
— Ładnie. Naprawdę jesteś do niej strasznie podobna — powiedział. — Jak dwie krople wody. Ale pewnie sobie tego nie uświadamiasz. Musiałaś być bardzo mała, gdy zginęła. Wiesz, że nigdy nie wspominała, że ma córkę? W ogóle… w ogóle mało o sobie mówiła.
Moje serce zawyło. Ból na twarzy Mateusza był wręcz namacalny. Rany, które przez rok zdążyły się zagoić, teraz otwarły się na nowo.
Nerwowo zaczęłam skubać skórkę paznokci. Syczenie tlenu zdradzało mój przyspieszony oddech. Przypomniałam sobie poprzednie rozmowy z mężczyzną. To, z jaką łatwością sprzedałam mu wymyśloną historię życia Penelopy Bernard.
— Ile miała lat, gdy się urodziłaś? — zapytał bez ogródek Mateusz. — Osiemnaście? Dziewiętnaście?
— Osiemnaście — wyszeptała bez wachania. — Była za młoda. Wychowałam się w rodzinach zastępczych.
Kłamałam, cały czas kłamałam.
— Pewnie dlatego uciekła z Francji. Musiało być ci ciężko.
— Zawsze ciekawiło mnie, jaka była.
O mamie mogłam nawet kłamać. Choć miałam ją przez siedemnaście lat, to i tak czasami wydawało się to być tylko krótkim momentem. Zresztą od mojego powrotu do teraźniejszości wiele rzeczy wydawało się obce. Nawet nie żyjąca mama.
— Przepraszam, że narobiłem tyle kłopotów. Po prostu... gdy cię zobaczyłem... myślałem, że widzę Penelopę.
Nie mam pojęcia, dlaczego tak łatwo przyjął wersję z córką. Czy po prostu mój obraz już zatarł mu się w pamięci? Czy logiczny umysł podpowiadał, że to jedyne prawdopodobne wyjście?
— Dlaczego ze mną pojechałaś? — zapytał nagle. — Dlaczego nakłamałaś ratownikom? Skąd w ogóle wiedziałaś, kim jestem?
Oho, czyli jednak teoria zaczynała chwiać się w posadach.
„Bo cię kochałam” chciałam odpowiedzieć. „Bo byłeś jedynym człowiekiem, któremu bezgranicznie zaufałam. Bo chciałam z tobą spędzić przyszłość, być razem do końca życia i jeden dzień dłużej.”
— W ostatnim roku próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o mamie — przyznałam po chwili namysłu. — Co robiła po moich narodzinach, jak zginęła. Dotarłam do Warszawy, a tam powiedzieli mi, że byliście blisko. Miałam nadzieję znaleźć pana przy najbliższej okazji.
Mateusz kiwnął głową. Znów zapatrzył się w przestrzeń. Dziękowałam losowi, że z perspektywy łóżka nie może dostrzec, jak bardzo pocą mi się ręce. Cała ta sytuacja wydawała się kompletnie szalona. Z jednej strony strasznie chciałam powiedzieć mężczyźnie prawdę. Z drugiej, wiedziałam, że nie mogę tego zrobić.
Mężczyzna? Z trudem stłumiłam parsknięcie śmiechem. Gdy ostatnio się widzieliśmy, był chłopaczkiem, ledwo wszedł w dorosłość. Miał dwadzieścia lat, podpisał pierwszy kontrakt z poważnym klubem i uparcie próbował nauczyć się gotować.
Teraz był zmęczonym życiem mężczyzną. Tak innym od tamtego Mateusza.
— W każdym razie, dziękuję, że się mną zajęłaś — uśmiechnął się słabo. — Myślę jednak, że już wszystko w porządku, więc nie będę cię już dłużej trzymać.
— To naprawdę nie…
— I dziękuję, że przypomniałaś mi Penny. Teraz muszę sobie wszystko przemyśleć.
Kiwnęłam głową. Zrozumiałam. Miałam go zostawić samego. Odejść i już nie wracać, by nie przypominać o bolesnej przeszłości.
— Dowidzenia — powiedziałam, a potem wyszłam, cicho zamykając drzwi.
Byłam przekonana, że już nigdy go nie zobaczę.
***
Rada na przyszłość? Nigdy, ale to nigdy nie ufajcie dziwnym pomysłom starszych sióstr. Serio. Bo na pewno nie wyniknie z nich nic dobrego. A już w szczególności wtedy, gdy wasze siostry z trudem uniknęły śmierci.
Zostawienie Pierrette samej było jedną z najgorszych decyzji w moim życiu. Gdy tylko tata zorientował się, co się stało, wpadł w panikę. Zaczął wydzwaniać do Pretty, pytać wszystkich, czy ją widzieli i wyrzucać, że jej nie zatrzymałam. Bo przecież ktoś może ją porwać albo może zemdleć na ulicy, albo tlen może się skończyć i w ogóle, co ja sobie myślałam.
Wysłuchałam jego wyrzutów z wyuczoną cierpliwością. Tak, do tego też można się przyzwyczaić. Tata panikował średnio trzy razy w tygodniu. Przynajmniej od kiedy nasza szanowna mateczka postanowiła wybrać się na tamten świat.
Na szczęście Pretty jest rozsądnym osobnikiem ( Ha! Widzisz, tato?! Jednak można ją zostawić samą na kilka minut. ). Przez pół godziny rozmawiała z tatą przez telefon i na spółkę z Manoline przekonały go, że powinien odpocząć. Do tego, hej Timi wygrał mecz! Powinniśmy świętować!
Właśnie dlatego wieczór spędziłam na zabawianiu dziewiątki dzieci, gdy moje kochane starsze rodzeństwo postanowiło opróżnić domową piwniczkę.
Takie uroki bycia najmłodszą w rodzinie.
Impreza skończyło się dopiero koło północy. Wycieńczona po zabawie w chowanego ( spróbuj znaleźć dzieciaka w osiemnastowiecznym domu, w którym w każdym pokoleniu znalazł się jakiś rąbnięty architekt. Normalnie, szukanie igły w stogu siana) z pieśnią na ustach padłam na łóżko.
— Podusiu, jak ja za tobą tęskniłam! — wymruczałam, przytulając się do poduszki.
Tak, dzieciom obowiązkowo powinno montować się w tyłkach GPS.
Dokładnie w momencie, w którym zamknęłam oczy i już chciałam odpływać do krainy czekoladą i watą cukrową płynącej, gdy usłyszałam stukanie w okno.
Na początku je zignorowałam. Mam pokój na drugim piętrze. Pewnie jakiś znudzony ptak chciał się zaprzyjaźnić. Zakryłam głowę kołdrą, poprawiłam poduszkę i ponownie spróbowałam zasnąć.
Stukanie powtórzyło się. Zirytowana wzięłam drugą poduszkę (mam ich naaaprawdę dużo) i rzuciłam nią w okno.
— Michelle! — rozległ się ponaglający szept.
Dobra, jestem pewna, że ptaki nie szepczą ponaglająco.
Pospiesznie zapaliłam światło i zsunęłam się z łóżka. W oknie majaczył jakiś bliżej nieokreślony kształt. Podeszłam bliżej, a kształt zamienił w bladą twarz i odstające we wszystkich kierunkach blond włosy. Tak, oczywiście, na balkonie stał nie kto inny, tylko mój ukochany starszy brat we własnej osobie!
— Walterze Stephanie Antiga, porąbało cię zupełnie! — wysyczałam, otwierając drzwi balkonowe. — Skąd się tu w ogóle wziąłeś? Nie powinieneś teraz trenować wrzucanie papierków do kosza? Przyleciałeś?
— Nie, wiesz, na wielorybie przypłynąłem — burknął. — Oczywiście, że przyleciałem. To już własnej rodziny odwiedzić nie można?
— Większość ludzi odwiedza swoją rodzinę, wchodząc przez drzwi. A nie włamując się przez okna!
— Ciszej! — Walter prawie dosłownie zabił mnie wzrokiem. — Tata nie może się na razie dowiedzieć, że przyjechałem.
Już otworzyłam usta, by zaprotestować, ale w ostatniej chwili zamilkłam. Zmarszczyłam brwi i zmierzyłam brata podejrzliwym spojrzeniem.
— Coś zmalował, przyznaj się?
Walt nerwowo przeczesał palcami włosy. Obejrzał się przez ramię tak, jakby ktoś go śledził.
— Po prostu potrzebowałem zmiany otoczenia. W lidze akurat mamy miesiąc przerwy — mruknął w końcu. — Pretty jest u siebie? Muszę z nią porozmawiać.
— Jeszcze nie wróciła.
— Że niby co?
W skrócie opowiedziałam mu o wydarzeniach tego wieczoru. O dziwo Waltera w ogóle nie zdziwiło zachowanie Pierrette. Tak, jakby codziennie bawiła się w niańkę dla niespełnionych życiowo sportowców. Był za to wyjątkowo zainteresowany mdlejącym mężczyzną.
— Ile miał lat? Jak się nazywał? Skąd był?
— Ze czterdziestkę chyba przekroczył — odpowiedziałam, próbując poradzić sobie z nawałem pytań. — Mateusz Janikowski, tak twierdzi Pretty, chyba Polak.
Terry zacmokał z irytacją.
— Daj telefon — zażądał.
— Co?
— Daj telefon — powtórzył.
— Przecież masz swój! — oburzyłam się.
— Ale jeszcze nie podłączyłem się do europejskiej sieci. No kurczę, internetu potrzebuję i tyle!
Przewróciłam oczami, ale oddałam mu telefon. Przez chwilę walczył z hologramową klawiaturą, by w końcu wyświetlić w powietrzu stronę z Wikipedii.
Tak, sprawdzał kim jest Mateusz Janikowski.
Szybko przebiegł wzrokiem po tekście, a potem triumfalnie zacisnął pięść.
— Jest!
— Wygrałeś w totka, czy co? — zapytałam, co raz bardziej zdziwiona. Myślałam, że ten dzień nie może być bardziej porąbany, ale jak widać, dla Waltera wszystko jest możliwe.
— Na razie niestety nie mogę ci powiedzieć. Tak jakby chodzi o prywatne sprawy Pretty. — Rozłożył bezradnie ręce.
Nadęłam policzki, ale nie upierałam się dalej. Przyzwyczaiłam się do tajemnic. Walter i Pierrette mieli ich mnóstwo. W końcu byli bliźniakami. I choć dzieliło nas nieco ponad rok różnicy, to często byłam traktowana jak mała dziewczynka
Jej, kolejna zaleta najmłodszego dziecka w rodzinie. Normalnie żyć, nie umierać!
Usiadłam po turecku na łóżku. Na korytarzu coś huknęło i ktoś rzucił wyjątkowo ciekawą wiązanką hiszpańskich przekleństw.
— Daniel i Manoline przyjechali? — Walter uniósł ze zdziwieniem brew.
— Yhm — przytaknęłam. — Tak samo jak Nico i Becky z dzieciarnią. I Lena z Wiktorem. Przegapiłeś rodzinny zjazd braciszku. Teraz mów, co sprowadza cię do Paryża i dlaczego tata nie może się dowiedzieć, że przyjechałeś?
Walt skrzywił się nieznacznie. Usiadł obok i schował twarz w dłoniach. Przez moment siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Co było cokolwiek niepokojące. Cisza i nasza dwójka? To się nie zdarza.
— Powiedzmy, że muszę sobie przemyśleć parę rzeczy — mruknął.
Przyjrzałam mu się uważniej. Dopiero teraz dostrzegłam worki pod oczami i nerwowe drżenie rąk. Wyglądał, jakby od kilku dni nie spał porządnie. Do tego zarost na policzkach… musiało być bardzo źle, skoro zawsze idealnie wyglądający, boski i jedyny w swoim rodzaju Walter zapomniał się ogolić!
— Ej, ale wiesz, że mnie możesz powiedzieć o wszystkim, co nie? — pokrzepiająco poklepałam go po ramieniu. — Może nie mam super mocy, milionów na koncie i nie oferuję całej wiedzy tego świata, ale pomoc młodszej siostrzyczki czasami się przydaje.
Uśmiechnął się smutno. Odchylił się do tyłu i oparł na rękach.
— Dzięki, Michi, ale na razie muszę sobie z tym poradzić sam. Potrzebuję czasu. Dlatego nie chcę, by tata dowiedział się, że przyjechałem. Od razu zacząłby zadawać trudne pytania. Pojawię się rano i powiem, że chciałem zrobić mu niespodziankę.
— I gdzie zamierzasz spać? Na podłodze?
— Masz chyba dwa materace w łóżku?
Jęknęłam w duchu po czym masochistycznie przywaliłam sobie w łeb. Oh, oczywiście, że miałam dwa materace! Kto nie kocha spać na wysokości?!
Wspólnie wyjęliśmy jeden z materaców i położyliśmy go na podłodze. Z szafy wyjęłam dodatkowe koce i poduszki, by ułożyć Walterowi milutkie posłanie.
— Widzisz, wspólne nocowanie, jak za starych dobrych lat! — zachichotał, kładąc się na ziemi. — To co, czas na plotki! Co tam u ciebie? Jak ci idą studia?
Tym razem to ja się skrzywiłam. Błagam wszystko, tylko nie studia!
— Wiesz co, medycyna chyba jednak nie…
Nie dokończyłam jednak zdania, bowiem dokładnie w tym momencie nasz dom postanowił sobie wybuchnąć.
The end.
***
Y… cześć? Hej? Z tej strony Walter Antiga. Tak, ten Walt, co uciekł z Bostonu. I jest tchórzem. Dlaczego? Powiedzmy, że narazie nie chcę o tym mówić. Bardzo nie chcę. Muszę sobie wszystko przemyśleć.
Jeszcze nie mieliście okazji mnie poznać, a to dlatego, że pałeczkę przejęły moje siostry. Cóż, kobiety mają pierwszeństwo, w dwa tysiące trzydziestym dziewiątym równouprawnienie jest czymś oczywisty itp.
A tak na serio, to leciałem po prostu samolotem. W klasie ekonomicznej. Mam dwa metry wzrostu. Wierzcie, to nie było nic przyjemnego.
Dobra, ale może wrócimy do bierzących wydarzeń. Zacznijmy od tego, że Michelle jak zwykle dramatyzuje. Nie, nasz dom nie wybuchł. Nie wyleciał też w powietrze, nie zapadł się pod ziemię i nie rozpadł się na milion kawałeczków.
Po prostu zaczął płonąć.
Wiecie, jak normalnie płoną domy? Zwykle zaczyna się od jakiejś firanki. Albo poduszki. Ewentualnie serwetki. Ogień powoli rozchodzi się po ścianach, sięga dachu, łamią się deski w stropach. Gdzieś po drodze mieszkańcy orientują się, co się dzieje, włącza się alarm i wszystkim udaje się uciec.
Tia… tak płoną normalne domy. A jak płonie dom rodziny Antiga? Jak jakiś cholerny łeb Hadesa! Kabum! I ściany w płomieniach.
Momentalnie zrobiło się przeraźliwie gorąco. Odskoczyliśmy z Michelle od ścian, z niedowierzeniem patrząc, na otaczające nas płomienie. Z korytarza dochodziły do nas wystraszone krzyki i płacz dzieci.
— Chyba powinniśmy uciekać — zasugerowała Michelle.
— Zdecydowanie powinniśmy uciekać!
Równocześnie odwróciliśmy się na pięcie i równocześnie wypadliśmy przez drzwi. Na schodach już kotłowało się moje rodzeństwo, z partnerami i potomstwem. Córeczki Manoline chlipały, wtulone w siebie, kilkuletni Wiktor, syn Timiego, kurczowo trzymał się rękawa mamy.
— Co się do cholery dzieje?! — Nicolas, najstarszy z naszej szóstki, próbował przekrzyczeć zamieszanie.
— Nie widzisz?! Pali się, do cholery! Musimy wiać! — odkrzyknąłem zirytowane. Serio, co on, oślepł? Czy już kompletnie zgłupiał w tym wojsku?
— W takim razie, dlaczego nie ma dymu?!
Zdębiałem na sekundę. Dopiero teraz to zauważyłem. Choć dom płonął, choć było cholernie gorąco, to brakowało dymu. Nikt nie kaszlał, nikt się nie dusił.
— Później o tym pomyślimy! Na razie uciekajmy!
— Ktoś widział tatę? — zapytała żałośnie Many.
No tak, oczywiście. Tata spał w innej części domu. I znając jego kamienny sen, nawet koniec świata, by go nie obudził.
Dobra, Walt, pobaw się trochę w bohatera rodziny. Przynajmniej jedną rzecz zrób dobrze.
Zrobiłem więc w tył zwrot, wróciłem na drugie piętro, pobiegłem do tylnych schodów, które łączyły tylko dwa piętra, i zbiegłem niżej. Ściany cały czas płonęły, miałem wrażenie, że zamieniam się w ciecz. Koszula kleiła mi się do ciała, pot spływał do oczu.
Dopadłem do pierwszych drzwi. W duchu modliłem się, by tata nie wpadł na genialny pomysł zmiany przyzwyczajeń.
Na szczęście nie. Nadal sypiał w starym pokoju gościnnym. Otulony kołdrą jakimś cudem, nie miał pojęcia, że w okół się pali. Nawet płonące ramki z zdjęciami mamy nie były wstanie go obudzić.
— Tato, pobudka! — stanowczo szturchnąłem go w ramię.
— Jeszcze minutka…
— Wstawaj, pali się do cholery! — Kopnąłem w ramę łóżka.
O dziwo podziałało. Tata otworzył oczy, spojrzał na mnie nieprzytomnie, omiótł wzrokiem pokój, a potem powoli usiadł.
— Pali się?
— Tak jakby.
— To chyba powinniśmy uciekać.
— Nawet na pewno powinniśmy.
Pomimo siedemdziesiątki na karku, tata nadal miał refleks byłego siatkarza. Pospiesznie założył okulary, buty i za nim się obejrzałem, już wybiegaliśmy z domu.
Cała rodzina zebrała się w najdalszym kącie ogródka. Z oddali już docierało do nas wycie syreny. W sąsiednich domach pozapalały się światła, a na ganki wyjrzeli sąsiedzi. Wszyscy z zaciekawieniem przypatrywali się widowisku.
— Na pewno nikt nie został w środku? — zapytał tata. Z jednej strony wyglądał na podenerwowanego, ale jednocześnie na jego twarzy malowało się opanowanie.
— Raczej nie — wzruszyłem ramionami. — dziewięcioro dzieci i ośmioro dorosłych. Tia, są wszyscy.
— Cześć, Walt, fajnie cię widzieć. — Nicolas dopiero teraz postanowił wejść w rolę upierdliwego, starszego brata. Szczerze? Jestem zaskoczony, że zajęło mu to tyle czasu.
Zauważyłem, że wszyscy się na mnie gapią. No super. I z niespodzianki nici. Brawo, Walter, kolejne plany wzięły w łeb.
— Cześć? — niepewnie pomachałem pozostały. — Hejo, maluchy, wujek Walt postanowił zrobić wam niespodziankę. Cieszycie się? — Uśmiechnąłem się krzywo do siostrzeńców i bratanków, licząc, że ich urocza reakcja ukryje moje grzeszki.
Nic bardziej mylnego. W końcu byliśmy spokrewnieni. Cała ósemka ( oczywiście bez małego Angelo), oparła ręce na biodrach, zmrużyła oczy i zmierzyła mnie morderczym spojrzeniem.
Jakim cudem wszyscy odziedziczyli spojrzenie mojej matki.
— Może odłożymy tłumaczenie na później? — zaproponowała Manoline. — Bo tak jakby, mamy problem — kiwnęła głową w stronę płonącego domu.
Właśnie przyjechał pierwszy wóz straży pożarnej. Nie miałem pojęcia, czy wezwał ich Nico, któryś z sąsiadów, czy też zamontowany w domu alarm. Powoli zaczynałem łapać oddech i znów myśleć. Dom nadal płonął, ale co ciekawe, nic nie trzeszczało, nie unosił się dym, a stare drewno nawet nie zaczęło pękać. Tak, jakby było odporne na ogień. Wpatrywałem się w to z niedowierzeniem. Obok Manoline uspokajała rozbudzonego Angela. Nico i tata poszli porozmawiać z strażakami. Obserwowaliśmy z boku, jak próbują ugasić pożar. Trwało to dobre pół godziny, ale ogień nie zmniejszył się nawet odrobinę. Dom uparcie się palił.
Czy doszedłem do wniosku, że to dziwne? Oczywiście. Czy byłem tym przerażony? Niekoniecznie. Wiecie, moja siostra przeniosła się w czasie i poznałem prawdziwego czarodzieja. Samopalący się dom osiągał ledwo „średni” na skali dziwności.
Zrezygnowany usiadłem na ławce pod drzewem. Dzieciaki zaczynały marudzić, a moje szwagierki dyskutowały, gdzie spędzić noc, co stanie się z całym rodzinnym dobytkiem, no i oczywiście gdzie podzieją się tata, Pretty i Michelle.
Cóż, były to rozmowy niewątpliwie bardzo ważne. Jako odpowiedzialny brat i syn ( którym niewątpliwie nie byłem. Ale o tym później), powinienem aktywnie włączyć się w zamartwianie o przyszłość mojej rodziny. Ba! Miałem nawet taki zamiar!
Tylko, że nagle niebo przecięła czerwona błyskawica, a dom przestał płonąć.
Tak po prostu. Pstryk! I nie ma ognia.
Cisza, która zapadła, była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Wszyscy z niedowierzaniem wpatrywaliśmy się w dom. Był w idealnym stanie. Dosłownie. Dziwne dobudówki a’la wieża Gargamela, trzymały się na swoich miejscach. Po balkonach wiła się winorośl. Nawet drewniane ściany nie były osmolone!
Cuda, po prostu cuda.
— Czy ktoś wie, co się stało? — zapytała cicho Lena, żona Timiego.
— Ja mam ważniejsze pytanie — wtrąciła Manoline, nerwowo rozglądając się wokół. — Gdzie do cholery, zniknęła Michelle?
Hejo! Witam Was pod rozdziałem drugim! Przyznam, że nie spodziewałam się, że tak szybko go dodam. Ale to opowiadanie jak na razie pisze mi się wyjątkowo przyjemnie. Może dlatego, że postanowiłam odkopać stare książki wujka Riordana. A one zawsze działają weno twórczo.
A więc mamy już całą trójkę! Pretty, Michelle i Walt. Od razu ostrzegam, że ich perspektywy będą wymieszane, więc jakbyście zaczęli się gubić, to piszcie. Planuję też trzecioosobową perspektywę Mateusza i w niektórych momentach Ezékiéla. Ale o nim później.
Ja się rozdział podobał? Od początku nieźle się dzieje, co nie? Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze!
Adios!
Violin
PS. Zapraszam na nowość na Ostatni tie–break
Hejo! Witam Was pod rozdziałem drugim! Przyznam, że nie spodziewałam się, że tak szybko go dodam. Ale to opowiadanie jak na razie pisze mi się wyjątkowo przyjemnie. Może dlatego, że postanowiłam odkopać stare książki wujka Riordana. A one zawsze działają weno twórczo.
A więc mamy już całą trójkę! Pretty, Michelle i Walt. Od razu ostrzegam, że ich perspektywy będą wymieszane, więc jakbyście zaczęli się gubić, to piszcie. Planuję też trzecioosobową perspektywę Mateusza i w niektórych momentach Ezékiéla. Ale o nim później.
Ja się rozdział podobał? Od początku nieźle się dzieje, co nie? Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze!
Adios!
Violin
PS. Zapraszam na nowość na Ostatni tie–break
Mnie się bardzo podobał początek i ta rozmowa. Już myślałam, że mu powie, a ona tylko kłamała :P Nieładnie!
OdpowiedzUsuńZnowu zostawiłaś z nam z końcówką, że chciało się czytać dalej, a tutaj tekstu brak. Przyznam szczerze, że jeszcze potrzebuję czasu, by oswoić się z bohaterami, ale już nieco mi się przejaśnia, że tak powiem :P
Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że też nie trzeba będzie długo czekać. Pożycz trochę tej weny, bo mnie by się przydała. Tyle wolnego teraz miałam, a niestety nie udało mi się nic naskrobać, choć zapas jakiś jeszcze mam. Przy okazji zapraszam na nowe opowiadanie do mnie :)
Pozdrowionka, weny nie życzę, skoro twierdzisz, że tyle masz, ha :P
Nie no wiadomo, że potrzebujesz czasu, bo to po prostu jest druga część innego opowiadania. Ale mam nadzieję, że z każdym rozdziałem będzie się to rozjaśniało.
UsuńHa, z chęcią bym trochę tej weny oddała xd Bo mam je mnóstwo, tylko czasu mało.
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Violin
Nic dziwnego, że Pierette była pełna sprzeczna emocji, gdy czekała w szpitalu na jakieś wieści odnośnie stanu Mateusza. Nie dość, że ich ponowne spotkanie obudziło w niej wszystkie uczucia, które próbowała w sobie tłumić przez ostatni rok. To na dodatek musiała zmierzyć się z bolesną prawdą o tym, jak jej rzekoma śmierć i utrata odbiła się na całym życiu Mateusza, który przypomina cień dawnego siebie.
OdpowiedzUsuńNatomiast on wziął Polly za córkę jej samej. Nie można się jednak temu dziwić. W końcu to jedyne logiczne wyjaśnienie. Ich rozmowa po raz kolejny pokazała, jak Mati tęskni za Pierette. Mimo że dla niego minęło już prawie dwadzieścia lat... Strasznie mi go szkoda, gdyż przez błąd jakiegoś czarownika, to on po dzisiejszy dzień płaci największą cenę.
Walter postanowił wrócić do domu, aby poradzić sobie z czymś, co najwyraźniej go przerosło. Wciąż nie mam pojęcia, co to takiego. Wygląda to jednak poważnie, skoro nawet Michelle nie chciał się zwierzyć.
Jakby tego wszystkiego było mało rodzinny dom Antigów zaczął się palić. Dziwny i sam znikający pożar, to zapowiedź kolejnych problemów, zwłaszcza że Michelle gdzieś zniknęła. Czyżby miało to związek z Ezekielem?
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Mateusz ma przerąbane w życiu, to prawda. Ale przecież nie pozwolę mu wiecznie rozpaczać na swoim losie, co?
UsuńKwestia Ezekiela niedługo trochę się wyjaśni ;)
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Violin
Opcji z domniemaną córką Pretty w ogóle nie wzięłam pod uwagę! Ale patrząc na to od drugiej strony... Co innego mógł pomyśleć sobie Mateusz? Dla niego podróże w czasie są zupełnie abstrahujące i nie dziwię mu się, iż kompletnie o tym nie pomyślał. Dla niego sprawa jest jasna. Jego ukochana Pretty umarła zabierając ze sobą tajemnice, które przed nim ukrywała. Gdyby tylko wiedział, że to naprawdę ona, miłość jego życia... Ale przecież ich pierwsze spotkanie po tak długim dla niego okresie nie mogło od razu przynieść odpowiedzi. Pretty zabrnęła w kłamstwa, bo co innego mogła zrobić w takiej sytuacji? Przyznać się? To nie takie proste, to wszystko wymaga czasu. Dziewczyna nie wzięła pod uwagę tego, że ich spotkanie dojdzie do skutku, a tymczasem znalazła się w szpitalu, a później w jednym pomieszczeniu ze swoją miłością. To musiało być dla niej strasznie ciężkie przeżycie... Ale to dopiero początek, na pewno jeszcze się spotkają ^^
OdpowiedzUsuńWszyscy, na czele z Michelle zamartwiali się o Pretty, co też mnie nie dziwi. W końcu zniknęła tak szybko zostawiając siostrę z dość lichą wymówką i wskoczyła do karetki. Michelle z pewnością będzie chciała od niej usłyszeć, co tam się wydarzyło. Jednak najpierw dość niespodziewanie w rodzinnym domu pojawił się Walter, który uciekł od Julci. A niech ja go tylko dorwę! Wierzę, że potrzebował porozmawiać z Pretty, w końcu są bliźniakami, no i byli w tym wszystkim razem. Na wstępie jednak musiał zmierzyć się z dziwnie płonącym domem, który wywołał panikę wśród domowników. Ten niespodziewany pożar był szokiem, tak samo jak jego szybkie ustanie. A wystarczyła jedna czerwona błyskawica... I to po raz kolejny. No i gdzie w tym wszystkim zniknęła Michelle? ^^
Czekam na nowość :)
Pozdrawiam ;*
Ha, a dla mnie córka była czymś oczywistym i pierwszym, co wpadło mi do głowy.
UsuńCzerwone błyskawice, Michelle... cóż, poradzę na to, że uwielbiam wszelkie tajemnice?
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Violin
Bycie córką Penelope jest chyba najbardziej racjonalnym wytłumaczeniem, jednak mnie zastanawia jedno. Przecież Mateusz musiał wiedzieć, że był pierwszym facetem Pretty z którym poszła do łóżka, więc nie mogła mieć wcześniej dzieci. Sądzę, że prędzej czy później doda dwa do dwóch. Lecz do tej pory będzie uważał Pretty za córkę swojej ukochanej. Bo nie wierzę, że było to ich ostatnie spotkanie :) Współczuje dziewczynie bo znów będzie musiała kłamać. I co najważniejsze, trzymać swoją rodzinę z dala od Mateusza, co wcale łatwe może nie być.
OdpowiedzUsuńWalter jest jedyny w swoim rodzaju ^^ Nie ma to jak wrócić niespodziewanie do domu i zamiast wejść jak człowiek przez drzwi, woli wpakować się siostrze do pokoju przez okno. Ja bym chyba zawału dostała gdyby ktoś mi zapukał w nocy w szybę! Przyzwyczaiłam się jednak że w rodzinie Antiga nic nie jest normalne i Ci ludzie są jedyni w swoim rodzaju. Tutaj nawet dzieci nie wierzą w tłumaczenia swojego wujcia haha. Tutaj nawet dom się pali w magiczny sposób! ;o Jestem pewna, że stoi za tym Ezekiel, który chciał "porwać" Michelle. W końcu jej nagłe zniknięcie nie może być przypadkowe. Pytanie tylko, co teraz?
Pozdrawiam :)
Spokojnie, wszystko zostanie z czasem wyjaśnione. Przecież nie mogłabym tak po prosty pozbyć się Mateusza, co nie? ;)
UsuńTia, w rodzinie Antiga zdecydowanie dzieją się dziwne rzeczy. Aż czasami zastanawiam się, jakby zareagował Stephane, gdyby przeczytał, któreś moje opowiadanie 😅
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Violin
Opcja z córką na obecną chwilę wydaje się być naprawdę przekonująca dla Mateusza. Jednak na dłuższą metę jakoś tego nie widzę. Mati był jej pierwszym chłopakiem, także skąd mogłaby mieć dziecko? Oczywiście mogła go wtedy okłamać, ale mam nadzieję, że i tak Mati dojdzie do tego. Kurczę, jakoś tak dziwnie piszę mi się teraz Mati, kiedy on jest tutaj dorosłym Mateuszem, a nie chłopaczkiem, co zauważyła sama Pretty.
OdpowiedzUsuńWalt zrobił wejście w wielkim stylu. Wejście przez okno jest takie normalne, że chyba sama zacznę wspinać się po ścianie na drugie piętro do mieszkania. I do tego ten pożar! Bardzo dziwna sprawa, ale zapewne maczał w tym palce Ezekiel i czuję, że on również ma coś wspólnego ze zniknięciem Michelle.
Znów nic nie wiem na razie, prócz tego, że na pewno nie będzie nudno.
Do następnego, pozdrawiam
Przyznam, że ja też mam czasami problem z "Matim". Bo to jednak w ogóle nie pasuje do dorosłego faceta. Więc od tego odchodzę.
UsuńJa nie wiem, co mnie wzięło z tym wejściem Waltera 😅 Po prostu miałam tę scenę przed oczami i musiałam ją opisać.
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Violin
Ale ktoś tu jest kłamczuchem, już byłam pewna, że mu wszystko powie i będzie szczęśliwe zakończenie. W sumie nawet jak nie teraz, to wierzę, że takie będzie w przyszłości.
OdpowiedzUsuńWersja z córką wydawała się super logiczna, byłam wręcz zachwycona, że Mateusz sam o to zapytał. Tylko, że jakieś 5 min później przypomniałam sobie, że on był pierwszym łóżkowym facetem Pretty. Tylko, że nie dam sobie ręki uciąć, że ona mu o tym wspominała, bo nie pamiętam. Myślę, że jak Mati dojdzie do siebie to w końcu połączy fakty i jeszcze pojawi się w jej życiu. W końcu coś tu ewidentnie nie gra, a kto by tam pomyślał o jakiś podróżach w czasie?
Ja naprawdę nie jestem fanką happy endów, ale jak Pretty wyszła, poczułam, że to atak na moje biedne, wrażliwe serduszko.
Niby to było oczywiste, ale nie spodziewałam się, że Walter wróci do rodzinnego domu. Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że zostanie włóczykijem, a on tymczasem załatwił sobie materac w pokoju siostry.
Michelle jest dla mnie zagwozdką. Wydaje mi się, że te magiczno-absurdalne wydarzenia dzieją się dlatego, że teoretycznie nie powinno być jej na świecie (ja tam już wiem, co mateczka z ojczulkiem robiła, jak się dowiedziała, że więcej dzieci nie będzie). I w ten o to sposób stała się częścią zachwianej czasoprzestrzeni! O właśnie tak! Wcale się nie zdziwię, jak okaże się jakąś ważną prorokinią czy kimś dla upadłych aniołów, czy tam demonów.
Muszę przyznać, że płonący - nie płonący dom, jakoś mnie nie zdziwił po akcjach z czarodziejami. Jedynie zastanawia mnie czy to przedstawienie było potrzebne by zabrać Michelle z podwórka? Demony lubią takie bajery. Chcę poznać już Ezekiela.
Czekam na następny rozdział ♥
Pozdrawiam bardzo serdecznie,
Eden
Until the dawn
Ogólnie, to z tą córką to było tak, że napisałam tę scenę, po czym zorientowałam się, że nastąpiła pewna nieścisłość. I już miałam zmieniać koncepcje, gdy nagle przyszło mi do głowy, by to wykorzystać.
UsuńMówiłam już, że uwielbiam Twoje teorie😁 Zawsze dają mi mnóstwo pomysłów. Nie wszystkie mogę wykorzystać, ale część przynajmniej spróbuję.
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Violin
Wstyd się przyznać , ale przeczytałam zaraz jak dodałaś. I zapomniałam skomentować. Więc szybciutko się za to zabieram :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci , że nie pomyślałam o czymś takim, że Pretty może udawać swoją córkę. W życiu bym na to nie wpadła. Niby opcja dobra, ale na jak długo ? ;)
Jedno kłamstwo będzie pociągać za sobą kolejne i tak w kółko. Pretty będzie się musiała później ciężko tłumaczyć ;)
Ale ciągle wierzę , że wszystko się poukłada. I będą razem bardzo szczęśliwi.
Walt miał naprawdę mocne wejście :D Do własnego domu, jak złodziej ;)
Ciągle myślę i myślę, przed czym on tak ucieka?
Płonący dom, do tego bez dymu to na pewno sprawka Ezekiela. Pożar za pewne wywołał niezłe przerażenie u wszystkich. Do tego zniknęła Michelle. Czy Ty naprawdę musiałaś zakończyć w takim momencie? I jak ja mam tu wytrzymać do kolejnego rozdziału? Mam nadzieję , że dodasz go szybciutko :)
Spoko, mnie też zdarza się pisać komentarz dopiero jakiś czas po przeczytaniu.
UsuńTajemnica Waltera niedługo się wyjaśni ;) Podobnie jak nowy rozdział.
Bardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Violin